Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bieńkowska: Wolę Gilmoura niż Watersa. Koncert Brit Floyd 16 października na Torwarze

Łukasz Trybulski
Ola Bieńkowska
Instynktownie czuję, że chyba lepiej porozumielibyśmy się z Gilmourem muzycznie... Ale gdyby zadzwonił Waters i powiedział "dziewczyna, która śpiewała "Great gig in the sky" dała plamę, Ola przyjedź i zaśpiewaj" to odpowiedziałabym, wiesz co Roger – czemu nie - opowiada Ola Bieńkowska, artystka, którą śpiewa solo w jednym z największych utworów Pink Floyd.

Jako pierwsza Polska skończyłaś prestiżową szkołę artystyczną w Londynie im. Paula McCartny’eya, , jednak nad Wisłą Twoje nazwisko nie jest znane?
Oczywiście, cieszyłabym się gdyby moje nazwisko było znane, ale z właściwych powodów. Pewna doza PR-u jest każdemu publicznie występującemu artyście potrzebna. To, czy się pojawię w tym czy w innym piśmie nie spędza mi jednak snu z powiek. Jestem osoba prywatną i wolałabym, aby pisano o tym co nowego wydałam, co nowego stworzyłam. Przede wszystkim zależy mi na tym, aby na moje koncerty przychodzili ludzie, którzy chcą słuchać mojej muzyki, a publiczność kupowała płyty, żebym mogła tworzyć dalej z fajnymi, kreatywnymi ludźmi.

Zobacz koniecznie: Wygraj podwójne bilety na koncert Brit Floyd na Torwarze [KONKURS]

Sława nie jest dla Ciebie celem?
Absolutnie nie. Jeżeli stanie się znaną osobą miało by być „skutkiem ubocznym” muzyki, wypadkową mojej pracy zawodowej, to proszę bardzo. Ale popularność w żadnym wypadku nie jest dla mnie celem samym w sobie.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z Brit Floyd, a wcześnie z The Australian Pink Floyd Show?
Poleciałam na casting, zaśpiewałam i dostałam pracę. Myślałam, że skończy się na jednej trasie, może na dwóch, ale z czasem kontrakty zaczęły się odnawiać. W ten sposób pracuję tu już siedem lat. Przejście z Australian Pink Floyd do Brit Floyd nastąpiło bardzo płynnie, ponieważ w pierwszym zespole nastąpił rozłam pomiędzy australijskimi muzykami a ich brytyjskimi zastępcami, którzy razem z szefem muzycznym Damianem Darlingtonem oraz chórzystkami stworzyli Brit Floyd. Zatem nic się dla mnie nie zmieniło, ponieważ nadal pracuję z tymi samymi ludźmi. Nawet management i większość obsługi technicznej pozostała ta sama.

Czytaj także: Another Pink Floyd - polski coverband legendy rocka rusza w trasę

Zaczynasz nowy etap w życiu artystki – kariera solowa.
To prawda. Powoli, pełna optymizmu szukam swojego miejsca. Myślę, że na tym etapie jest dobrze. Podam Ci przykład. Grałam ostatnio w małym klubie, na koncert przyszło 150 osób. Grało mi się świetnie w towarzystwie moich wybitnych kolegów - Krzysztofa Herdzina i Jacka Królika. Myślę, że podobaliśmy się widzom. Po występie sprzedałam 20 swoich płyt, przez godzinę rozmawiałam prawie ze wszystkimi gośćmi – o muzyce, o koncertach, o życiu. Był to cudowny wieczór, a niedługo szykują się kolejne. Jeśli tak będzie wyglądała moja praca, a przy okazji będę mogła utrzymać z tego muzyków i siebie, to na tym etapie kariery solowej w zupełności mi to wystarcza. Oczywiście, za kilka miesięcy, co innego może być dla mnie miernikiem sukcesu. Myślę, że na wszystko przyjdzie czas. Lubię wyznaczać sobie cele i je realizować, ale przede wszystkim chciałabym zachować ogromną przyjemność jaką mam z muzykowania. To jest mój absolutny priorytet.

Masz w planach trasę jako artystka solowa?
Na razie robię tyle, ile mogę, będąc zakontraktowana z Floydami. Zaczynam teraz trasę po USA i Europie, która skończy się dopiero przed Bożym Narodzeniem. Na jesień udało mi się zatem zaplanować zaledwie kilka własnych koncertów w Polsce, które zagram w przerwach w trasie. W listopadzie wystąpię w klubie Absurd 228 w Warszawie, a w grudniu w Barometrze w Warszawie.

Zobacz koniecznie: Na rynek wchodzi album poświęcony koncertom The Rolling Stones w Warszawie w 1967 r.

Kim jesteś prywatnie? Co robisz poza śpiewaniem?
Często jestem pytana o hobby. Tak się składa, że zawsze moim hobby była muzyka. Staram się przekuć moje hobby w zawód, w sposób na życie.

Przez ostatnie parę lat można zdefiniować mnie jako tułacza podróżnika, muzyka sesyjnego. W tej chwili czuję się jakbym miała życie A i życie B. W życiu A mieszkam w Warszawie, w domu, blisko rodziny i przyjaciół. Zawodowo do tej pory byłam tu muzykiem sesyjnym z tendencją do bycia artystką solową. Teraz stawiam głównie na własne dokonania, chociaż nie zamykam się przed innymi propozycjami. Po latach „tułaczki” po świecie, moja rzeczywistość warszawska znowu zaczyna dominować. Poruszam się w niej coraz pewniej, kształtuję ją i na szczęście coraz rzadziej bywam gościem we własnym domu.

Mam jeszcze życie B, które jest całkiem odmienne – jestem solistką odnoszącego sukcesy tribute show. Mój czas jest organizowany przez kogoś innego, i oprócz tego, że wychodzę i śpiewam codziennie wieczorem, nie mam na wiele rzeczy wpływu... Za to dane mi było zobaczyć kawał świata, poznać mnóstwo ciekawych ludzi, śpiewać dla setek tysięcy osób z różnych krajów, co jest niesamowitą sprawą. Czy po tylu latach koncertowania na świecie, nie czujesz się obco w Polsce, w Warszawie?
Żartujesz? Absolutnie nie. Uważam się za szczęściarę, bo mam pracę, która pozwala mi podróżować w egzotyczne miejsca, ale nigdy nie chciałbym mieszkać gdzieś indziej niż w Warszawie. To jest mój dom i zawsze nim będzie.

Czytaj także: W październiku i listopadzie w centrum stolicy można oddać krew. W nagrodę bilet na Muchy!

Co sądzisz o polskim rynku muzycznym. Jak to wygląda z Twojej perspektywy – osoby, która koncertowała po całym świecie?
Zadałeś mi bardzo trudne pytanie, a ja nie mam na niej prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Myślę, że rynek muzyczny w Polsce bardzo się rozwija i dywersyfikuje. Z jednej strony mamy niezależne wytwórnie, kolektywy muzyków, którzy wzajemnie się wspierają i tworzą zupełnie nowe środowisko. Jednocześnie piszą muzykę, która nie jest wcale prosta, ani przeznaczona dla wszystkich. Z drugiej strony mamy rzeczy czysto popowe, masowe, pisane z myślą o szerokim kręgu odbiorców. To wszystko jest dobrym sygnałem, oznacza bowiem, że rynek się rozwija. Robi się niejednolity, czyli normalny, bo na całym świecie też tak to wygląda. Co nie znaczy, że patrzymy na idealny obrazek. Życzyłabym sobie, żeby dla wszystkich było na tym rynku miejsce. Żeby każdy artysta miał szansę znaleźć swoją publiczność.

Jesteś emocjonalnie związana z muzyką Pink Floyd?
Szczerze mówiąc, na początku nie byłam fanką muzyki Pink Floyd, ale teraz patrzę na to inaczej. Hard-core’owym fanom Floydów trudno jest czasem zrozumieć, że tak naprawdę pojawiłam się na castingu, bo jako młody muzyk szukałam pracy. Wiedziałam, że mogę coś wnieść do projektu i myślę, że początkowy brak „miłości” do muzyki Floydów absolutnie nie przekładał się na jakość wykonywania ich utworów. Nie oznacza to również, że nie podchodzę do ich muzyki z szacunkiem. Siedem lat „zanurzenia” w tej muzyce spowodowało, że ma ona dla mnie wymiar sentymentalny i emocjonalny. Pewne utwory bardzo polubiłam, choć dopiero po czasie.

Jak długo chcesz jeszcze występować pod szyldem Brit Floyd?
To delikatna kwestia. Dopóki nie rozkręcę swojego solowego projektu na tyle, aby móc zapewnić sobie i swoim muzykom bezpieczeństwa, trudno będzie mi zrezygnować z czegoś, co bardzo lubię robić i co dla muzyka sesyjnego jest źródłem utrzymania. Jednak ponad siedem lat w trasie, to bardzo długo. Praca w Brit Floyd jest bardzo specyficzna - szalenie powtarzalna, w towarzystwie tych samych osób, z którymi przebywasz non-stop, również poza sceną... Nie wyobrażam sobie, by robić to przez całe życie. Także pomimo wielkiej frajdy z bycia częścią tego projektu, moment kiedy skończę moją przygodę z Brit Floyd jest bliżej niż dalej.

Czytaj również: Raz Dwa Trzy na koncercie w klubie Stodoła 17 października

Nie irytuje Cię "The great gig In the sky", w którym wykonujesz solo?
(śmiech) To wspaniały utwór i mam do niego ogromny szacunek. Poza tym jestem świadoma, że na każdy koncert przychodzi wiele osób, które wydały swoje ciężko zarobione pieniądze, żeby usłyszeć możliwie jak najlepsze wykonanie Giga… Niezależnie od tego jaki mam dzień, mój obowiązek to skupić się przed wejściem na scenę i wykonać ten utwór najpiękniej jak potrafię.

Na co dzień słuchasz muzyki Pink Floyd?
Moi koledzy z zespołu potrafią zejść ze sceny i puścić cały koncert Live at Pompei. Ja wolę się relaksować przy innej muzyce.

Przez siedem lat Twojej współpracy z TAPS i Brit Floyd była propozycja zagrania z któryś z członków z oryginalnego składu Pink Floyd?
Wiem, że były jakieś negocjacje. Chłopcy grali zresztą razem z okazji 50 urodzin Gilmoura, kiedy to urządzili sobie jam session z orginalnymi członkami zespołu. Słyszałam też, że Roger Waters był na widowni podczas naszego koncertu. Ale osobiście nie miałam styczności z żadnym z byłych członków Pink Floyd.

Gdybyś miała wybrać, z kim na jeden scenie wolałabyś się znaleźć? Z Gilmour’em czy Watersem?
Chyba z Davidem Gilmourem. Instynktownie czuję, że chyba lepiej porozumielibyśmy się muzycznie.. Co nie znaczy, że jakby zadzwonił Waters i powiedział, wiesz co, dziewczyna, która śpiewał Great gig In the sky dała plamę. Ola przyjedź i zaśpiewaj. To odpowiedziałabym, wiesz co…

…wolę Davida.
(śmiech) Odpowiedziałabym, wiesz, co Roger – czemu nie.

Codziennie najświeższe informacje z Warszawy na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto