18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bielscy globtroterzy wrócili z Indonezji

KLM
Archiwum globtroterów
Bajeczna rafa koralowa, ważące nawet 150 kg jaszczurki, ciężka praca przy wydobyciu siarki, litr benzyny za 1,5 zł - Katarzyna i Przemysław Markowscy, globtroterzy z Bielska-Białej, wrócili z... Indonezji

Katarzyna i Przemysław Markowscy z Bielska-Białej przyzwyczaili już nas do niezwykłych podróży. Para globtroterów od kilku lat podróżuje po świecie odkrywając znane i mniej znane zakątki. Po m.in. Syrii, Jordanii, Indiach, Nepalu, Tanzanii, Kenii, Ugandzie, Birmie i Tajlandii tym razem wybrali się w podróż do Indonezji. Dlaczego akurat tam? Odpowiedź prozaiczna. Bo tam bielskich globtroterów jeszcze nie było.

W Indonezji spędzili 5 tygodni, całą organizacją wyjazdu zajmowali się samodzielnie: sprawami związanymi z transportem, wizami i oczywiście ułożeniem trasy.
- Jadąc na własną rękę nie można sobie pozwolić, ze człowiek wysiada na lotnisku i zastanawia się, co będzie robił. Zwłaszcza w takim kraju, jak Indonezja, która składa się z 17 tysięcy wysp - mówi Przemysław Markowski. - Mieliśmy okazję zobaczyć je podróżując samolotami i statkami, że te wyspy są rozrzucone, jak ziarnka piasku na kartce A4. Przewodniki podają, że nie wszystkie wyspy są policzone...

Jak dolecieć do Indonezji? Sam dolot trwa 16 godzin. Ale podróż globtroterom zajęła... pięć dni. Z Mediolanu do Istambułu, stamtąd przez Singapur do Dżakarty.
- Wylądowaliśmy w Dżakarcie późnym wieczorem i z rozpędu wsiedliśmy w nocny autobus, który jechał 17 godzin. Dopiero wtedy dotarliśmy do punktu, gdzie mogliśmy wziąć prysznic wyspać się w łóżku - opowiada Katarzyna Markowska.
Bielszczanie podkreślają, że Indonezja to piękny kraj. Można zobaczyć rzeczy rzadko spotykane gdzie indziej. Na przykład wulkany, czy rafy koralowe, albo słynne smoki z Komodo, czyli warany, największe współcześnie żyjące jaszczurki - ich długość sięga trzech metrów, a masa ciała nawet 150 kg.
Bielscy globtroterzy opowiadają, że w Indonezji znajduje się wiele wiosek, gdzie żyją plemiona. Pomimo tego, że są bywają chrześcijańskie, kultywują swoje tradycje, budują domy pokryte strzechą, a przy ceremoniach zabijają bawoły.
Turystów trudno spotkać w jednym miejscu. Chyba, że celem wyprawy do Indonezji jest wyspa Bali. Ale w tym kraju jest tyle różnych wysp, że samemu warto spróbować odkryć Indonezję. I tak robili Markowscy. Wybrali się m.in, na Flores, wyspę kwiatów. Przez miejscowych przyjmowani byli raczej z zaciekawieniem, porozumiewali się na migi, czasem udało się spotkać człowieka, który świadczył usługi turystyczne i mówił po angielsku.

- Często jedynym sposobem, by dotrzeć w takie niezwykłe miejsce, było wypożyczenie motoru lub skutera. Bywało, że na skuterze robiliśmy 150km - 200 km podróżując po dzikich miejscach, przez dżunglę, gdzie kończyła się droga, bo rzadko ktoś tam docierał. Mogliśmy dzięki temu zobaczyć niezwykłe uprawy ryżowe z charakterystyczni tarasami, uprawy kawę i proces suszenia jej - opowiadają Markowscy.
Jedną z najbardziej niesamowitych miejsc jest wyspa Jawa i znajdujący się tam wulkan Kawah Ijen. Wrażenie robi zwłaszcza kopalnia siarki. Mężczyźni wydobywają ją ręcznie i na barkach wynoszą z krateru wulkanu. Bryły siarki władają do koszów połączonych bambusem. Ciężar waha się od 60 do 120 kg. Z takim bagażem trzeba przez 2 godziny wychodzić w górę, w kierunku pierścienia wulkanu, zaś 1,5 godziny zajmuje zejście do skupu. Za ładunek robotnicy dostają od 6 do 9 dolarów. A takich kursów są w stanie zrobić maksymalnie trzy dziennie.

- To mordercza praca - mówi Przemysław Markowski, który sam próbował unieść taki ładunek. - Jeden z mężczyzn pokazywał nam zdeformowane od noszenia ciężaru ramię. Na barku, gdzie opiera ciężar, wykształcił się specjalny mięsień, a skóra jest tak twarda, jak na pięcie - mówi globtroter.
Mężczyźni pracują w trujących oparach, bez masek, tylko z mokrą chustą na ustach.
- Człowiek czasem narzeka, że ma ciężką pracę, że nie chce mu się do pracy wstać. A oni żyją i pracują w takich warunkach. I są zadowoleni, że mają to zajęcie, bo mogą utrzymać rodziny - mówi Katarzyna Markowska.
Choć w Indonezji mieszka ok. 250 mln ludzi, to globtroterzy tłumów nie spotykali. Wyjątkiem była podróż promem, który kursował dwa razy w miesiącu. Pomieścił 800 osób, a na wejście na pokład trzeba było czekać 1,5 godziny.
- Kupiliśmy najtańszy bilet w klasie ekonomicznej, co było równoznaczne z tym, że mogliśmy wejść na pokład i poszukać sobie miejsca, w którym spędzimy podróż. Mieliśmy płynąć półtorej dnia, a podróżowaliśmy trzy noce i dwa pełne dni - wylicza Przemysław Markowski.

Globtroterzy podkreślają, że Indonezja to piękny i tani kraj. Dość powiedzieć, że litr benzyny to 1,5 zł. Nieraz wypożyczenie skutera było droższe, niż paliwo, jakie spalili podczas podróży.
Globtroterzy nie ukrywają, że takie wyprawy, jak ta do Indonezji, mało wspólnego mają z wypoczynkiem. Połowa ich pobytu upłynęła na podróżowaniu, czyli nieustannym przemieszczaniu się bez możliwości noclegu w hotelu. Ale spartańskie warunki, trudy związane z podróżą niewielkimi busikami, w których dla Europejczyka jest niezwykle ciasno (Azjaci są zwykle mniejsi i drobniejsi, toteż i busy mają mniejsze siedzenia) wynagradzały wsypy, niezwykła przyroda i ludzie, których spotkali.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto