Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolejka na Szyndzielnię nie dla dzieci i starszych?

Jacek Drost
W ten weekend po raz pierwszy po trwającym dwa tygodnie jesiennym przeglądzie kolejki linowej na Szyndzielnię mieszkańcy i turyści mogli bezpiecznie wjechać charakterystycznymi żółtymi wagonikami na ten popularny bielski szczyt, gdzie znajduje się nie tylko otwarta w sierpniu wieża widokowa, ale także jedno z najstarszych i największych schronisk w Beskidzie Śląskim.

Jest tylko jedno „ale” - osoby z małymi dziećmi i seniorzy zanim dostaną się do kolejki porządnie się zasapią, bo parkingi są znacznie oddalone od dolnej stacji kolejki.

- Do dolnej stacji nie można dojechać samochodem, bo jest zakaz wjazdu. I słusznie. Ale obecne rozwiązanie też jest fatalne - mówi Krzysztof Nowiński z Bielska-Białej.

Najbliższy parking znajduje się około kilometra od dolnej stacji (u zbiegu ul. Armii Krajowej i Karbowej). Niestety, zazwyczaj jest zamknięty. Samochód można także postawić przy hali widowiskowo-sportowej pod Dębowcem, ale wtedy, żeby dojść do stacji trzeba pokonać 1,5 km. Można postawić auto również na terenie miejskiej spółki ZIAD (zarządza kolejką), ale tutaj trasa do pokonania jest taka sama, a na dodatek trzeba zapłacić za postój.

- Niedawno przyjechaliśmy pod Szyndzielnię w trzy rodziny, było siedmioro dzieci. Zaparkowaliśmy przy hali widowiskowo-sportowej. Pieszo udaliśmy się w kierunku kolejki. O ile dla dorosłego pokonanie tego odcinka nie jest wielkim wyzwaniem, o tyle przejście go z dziećmi jest mało komfortowym rozwiązaniem. Zajęło nam to ponad pół godziny. Cztero- i pięciolatki strasznie się zmęczyły - opowiada Nowiński.

Wielu bielszczan uważa, że pomiędzy parkingami a dolną stacją powinny kursować jakieś busy lub stylowe dorożki. Ewentualnie turyści powinni być za darmo podwożeni przez autobusy Miejskiego Zakładu Komunikacji, bo w pobliżu dolnej stacji znajduje się przecież przystanek linii nr 8.

Dla Witolda Pruskiego, właściciela ośrodka narciarskiego Stożek w Wiśle, podwożenie turystów to sprawa oczywista.

- Można do nas dojechać, ale wszystko zależy od warunków. Jeśli są trudne i kierowcy nie chcą ryzykować lub na górnym parkingu brakuje miejsc, to zostawiają samochody na niżej położonych parkingach, a my wozimy ich za darmo busikami - mówi Pruski, podkreślając, że jeden parking oddalony jest od stacji o jakieś 600 metrów, następny 900, a jeszcze jeden ponad kilometr. - Podwożenie się sprawdza, wydaje się wręcz niezbędne. W wielu ośrodkach dowozi się ludzi. Turystom nie chce się dreptać, więc trzeba im ułatwiać życie trochę wedle zasady: chcesz mieć klienta to go sobie przywieź - mówi właściciel ON Stożek.

Janusz Kisiel, prezes bielskiej spółki ZIAD, stwierdził, że przed laty próbowali dowozić turystów meleksami do dolnej stacji, ale ich wydajność była zbyt mała.

- Rozmawiałem z dyrektorem MZK czy na ostatnim odcinku trasy (jeden przystanek - red.) turyści korzystający z autobusów nie mogliby mieć tańszego biletu - mówi prezes Kisiel, dodając, że rozmowy skończyły się na niczym i radząc, by turyści z dziećmi zostawili auto na parkingu i udali się na autobus.

Sęk w tym, że czteroosobowa rodzina kupując bilet MZK u kierowcy musi zapłacić w sumie 12 zł. Wliczając do tego wjazd i zjazd kolejką (77 zł) oraz opłatę za wejście na wieżę widokową (10 zł) - nie mówiąc o herbacie czy lizaku kupionych dzieciom w schronisku- to wycieczka na Szyndzielnię może okazać sie mocno „słona”.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto