Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szpitalne sklepy łupią pacjentów

Katarzyna Piotrowiak, BR, JAK, NET
Pomidor za złotówkę, litr soku za sześć, kilogram bananów za siedem, rolka papieru toaletowego za 3 złote - to nie ceny z nadmorskiego kurortu, tylko ze sklepików szpitalnych w woj. śląskim.

Pomidor za złotówkę, litr soku za sześć, kilogram bananów za siedem, rolka papieru toaletowego za 3 złote - to nie ceny z nadmorskiego kurortu, tylko ze sklepików szpitalnych w woj. śląskim.

Każdy pacjent szpitala wie, że podawane tam posiłki nie wystarczają. Nie może być inaczej skoro najniższe dzienne stawki żywieniowe wynoszą tam około trzech złotych. To mniej niż wydaje się na utrzymanie osadzonych w zakładach karnych. Tam wkład do kotła wynosi około 5 złotych.

Do przydzielonej szpitalnej kromki chleba trzeba więc dokupić coś konkretnego. Pacjenci, którzy nie mają nikogo, kto mógłby zrobić dla nich zakupy gdzie indziej, skazani są więc na ceny z sufitu. A te przyprawiają o palpitacje serca. Podczas gdy w supermarkecie kilogram pomidorów kosztuje niecałe 3 złote, w Szpitalu im. Michałowskiego w Katowicach za jednego niedużego pomidora zapłacimy złotówkę. Dlaczego? - Nie mamy wagi - tłumaczy drożyznę ekspedientka.

Właściciele sklepików windują ceny przede wszystkim tych towarów, na które jest największy popyt. Podczas letnich upałów są to m.in. napoje.

- Pół litra wody mineralnej o smaku cytrynowym kupiłam za 2 złote 70 groszym W normalnym sklepie półtora litra kosztuje 2 złote - komentuje ceny pacjentka tego samego szpitala.

Dyrektorka placówki tłumaczy, że nie miała pojęcia o panującym zdzierstwie. - Nikt się nie skarżył, a ja nawet nie byłam w sklepiku - mówi Wiesława Dąbek.

Ten szpital, to nie wyjątek. - Jest drogo. Za drogo! - komentuje Maria Wolańska, pacjentka jastrzębskiego Szpitala Specjalistycznego nr 2. - Sześć złotych za sok, który w osiedlowym markecie kosztuje 2 złote, to duża przesada - dodaje.

W Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów tłumaczą, że jest wolny rynek, dlatego nie mogą, a nawet nie mają prawa ingerować w ceny.

- Praktycznie niewiele można zrobić. Poza jednym. Można zbojkotować szpitalny sklepik - mówi Agnieszka Majchrzak z Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie.

Sposób na zbyt wysokie ceny jednak istnieje. Jest nim konkurencja. Tak właśnie podszedł do sprawy Szpital Wojewódzki pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej. Działają tam trzy bufety.


O tym, jak marne jest wyżywienie w szpitalach, wielu z nas mogło się już przekonać. Dwie kromki chleba z masłem na śniadanie dla kobiety karmiącej czy cieniutka zupa na obiad - to często codzienność w salach chorych.

Narodowy Fundusz Zdrowia odpowiada tylko za kontraktowanie świadczeń, zaś za posiłki dyrekcja szpitali. Najmniejsze stawki dzienne wynoszą ok. 3 zł, są więc niższe niż w więzieniach (ok. 5 zł).

Podczas ostatniej wyrywkowej kontroli w szpitalach Najwyższa Izba Kontroli zauważyła, że posiłki mają odpowiednią wartość kaloryczną, rzadko jednak zapewniają pełną wartość odżywczą. Co więc chorzy mogą zrobić? Dokarmiać się na własną rękę. Nie każdy jednak może wyjść do sklepu obok szpitala, żeby uzupełnić dzienną dietę szpitalną. Ratunkiem dla obłożnie chorych są więc bliscy, którzy nieraz przynoszą całe obiady. A kiedy choremu nie ma kto pomóc? Pozostają szpitalne kioski i bufety. Tu jednak zaczyna się kolejny problem - ceny z sufitu.

- Zdzierają, a chorzy i tak muszą kupić. Bogacą się na nieszczęściu - mówi Maria Wolańska, pacjentka jastrzębskiego Szpitala Specjalistycznego nr 2. - Najgorzej jest z napojami, owocami i warzywami. Za litr soku pomarańczowego trzeba zapłacić 6 zł. W sklepie na mieście kosztuje o prawie 2 zł mniej.

- Nie podnosimy cen, ale ludzie i tak narzekają. Zawsze znajdą okazję. Jak damy niskie ceny, to będą narzekać, że są za krótkie godziny otwarcia albo że podana kawa jest za zimna %07- odpiera zarzuty sprzedawczyni ze szpitalnego sklepiku w Jastrzębiu. - Ludzie przyzwyczaili się do cen z supermarketów. Tu nie będzie tak tanio.

Z warzywami i owocami wcale nie jest lepiej. W Szpitalu im. Michałowskiego za jedno jabłko chcą 1 zł. W sklepie w centrum jabłko można kupić już za 30 gr. W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka za kilogram bananów trzeba zapłacić %077 zł. W supermarketach są po 3,20-3,60 zł.

- Mam za to tanie frankfu- terki po 14 zł. Niestety, na czymś muszę zarobić na pensje dla ekspedientek oraz na czynsz, który miesięcznie kosztuje mnie kilka tysięcy złotych - tłumaczy Elż- bieta Cywińska, ajentka w GCZD w Katowicach. - Zarabiam na pieczywie, które sami wypiekamy, i na napojach. Butelka małej mineralnej kosztuje mnie w hurtowni 1,69 zł, w sklepie sprzedaję ją po 2,50 zł - dodaje.

Na wysokie ceny w sklepikach skarżą się także pacjenci częstochowskich szpitali.

- Moim zdaniem to jawne wykorzystywanie ludzkiego nieszczęścia - denerwuje się pani Anna, matka jednej z pacjentek WSS na Parkitce.

- Wystarczy krótka wizyta w kilku sklepikach, żeby przekonać się o astronomicznych cenach. Za litr soku owocowego w ZSM trzeba płacić 7 zł.

W szpitalu przy PCK paczka chusteczek higienicznych kosztuje złotówkę, a rolka papieru toaletowego nawet trzy złote.

Bez wyłączności

Najlepszym sposobem na obniżenie cen jest jak zawsze - konkurencja.

W Szpitalu Wojewódzkim pod Szyndzielnią w Bielsku%07-Białej działają trzy bufety. Dzięki temu właściciele nie mogą zbytnio windować cen, bo każdy każdemu patrzy na... ceny. Różnice nie są więc zbyt wielkie, wynoszą od kilku do kilkudziesięciu groszy, a bywają artykuły, które kosztują wszędzie tyle samo.

- Tanio nie jest, ale przesadnej drożyzny też nie ma. Ceny jak wszędzie, mogłyby być niższe - mówi bielszczanka Karolina Jasek, która przyjechała odwiedzić matkę.

W Inspekcji Handlowej w Katowicach uważają, że w tym wypadku konkurencja jest najlepszym rozwiązaniem. - Ceny kształtowane są przez samych sprzedawców i póki co nic się nie zmieni. Nie mamy na to wpływu. Nasi inspektorzy mogą wkroczyć do sklepu, kiedy zaistnieje podejrzenie, że są jakieś nieprawidłowości, na przykład towar jest przeterminowany, nieoznaczony, brakuje na nim informacji o cenie - wyjaśnia Katarzyna Kielar, rzecznika Inspekcji Handlowej.

- Pod tym względem w szpitalach jest jak na lotniskach i dworcach: tam, gdzie są ludzie, tam są i wysokie ceny - komentują w śląskim oddziale NFZ.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szpitalne sklepy łupią pacjentów - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto