Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Beskidach święci triumfy turystyka konna

Jacek Drost, Łukasz Gardas
13-letnia Wanesa Nosal z Milówki spędza w siodle dużo czasu. - Uwielbiam jeździć konno - mówi dziewczyna.
13-letnia Wanesa Nosal z Milówki spędza w siodle dużo czasu. - Uwielbiam jeździć konno - mówi dziewczyna. fot. Łukasz Gardas.
Moda na podziwianie beskidzkich krajobrazów z końskiego grzbietu zapanowała w tym sezonie na całego. Właściciele koni, którzy organizują wycieczki w siodle, nie wyrabiają się z robotą.

- W tym roku chętnych do zwiedzania Beskidów w siodle jest znacznie więcej niż w poprzednich latach - mówi Edward Pawlus, wiceprezes Stowarzyszenia Miłośników Koni i Przyrody " Strażnicy Beskidów", które skupia ludzi organizujących konne wycieczki.

Problem w tym, że w Beskidach brakuje terenów do uprawiania turystyki konnej. Dlatego teraz takie rajdy odbywają się głównie po szlakach pieszych. Nie jest to zabronione, ale część turystów pieszych skarży się, że konie stwarzają zagrożenie i odchodami zanieczyszczają szlaki. Apele właścicieli koni, by gminy, które są odpowiedzialne za rozwój turystyki, wytyczyły jakieś tereny widokowe do jeżdżenia pozostają bez odpowiedzi.

Korzystają z nich w większości mieszkańcy Górnego Śląska, ale także mieszkańcy innych regionów Polski. Podczas wypoczynku mają dość siedzenia nad wodą lub w pubie, zwiedzania kolejnych muzeów. Chcą przeżyć przygodę i są skłonni zapłacić nawet 100 złotych na dobę za wynajęcie konia, by wziąć udział w rajdzie, na przykład dookoła Jeziora Żywieckiego czy Babiej Góry.

- Głównie jeździmy po szlakach turystycznych - przyznaje Michał Kufel, prezes stowarzyszenia.

W większości turyści patrzą na nich przychylnym okiem. Nie brakuje jednak osób, które uważają, że takie konne wyprawy stwarzają zagrożenie na szlakach.

- Wystarczy, że koń się spłoszy, wpadnie w grupę turystów i może dojść do tragedii. Nie mówiąc o tym, że jak konie zostawiają odchody na szlakach, to nikt po nich nie sprząta - zwraca uwagę Anna Pawlik z Bielska-Białej, miłośniczka pieszych wędrówek.

Jarosław Piecuch z Radziechowych prowadzi zagrodę agroturystyczną, która organizuje przejażdżki konne m.in. po najbliższej okolicy. Przyznaje, że brakuje atrakcyjnych terenów, gdzie można byłoby zabrać gości.

- Są środki unijne, które można byłoby wykorzystać na wytyczenie i oznakowanie tras konnych - przekonuje Piecuch.
Gminy nie garną się do tego, by wspierać tego rodzaju turystykę.

- Była sugestia ze strony hodowców, by wyznaczyć ścieżki, ale jakoś te plany się rozmyły - twierdzi Józef Bednarz, wójt Milówki.
Andrzej Pitera, wójt gminy Łodygowice przyznaje, że turystyka konna ma przyszłość.

- Żeby stworzyć szlaki konne, najpierw trzeba uregulować stan prawny wielu gruntów. To temat na najbliższe lata - uważa wójt.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto