Niebezpieczny ogień

Kiedy wjechaliśmy na "Piekiełko", zobaczyliśmy wielki słup dymu nad Bielskiem. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie jest to zwykły pożar, tylko coś większego — mówił podczas akcji gaśniczej strażak-ochotnik z Bystrej.

We wtorek po południu w hali produkcyjnej przy ulicy Grażyńskiego wybuchł pożar. Od początku było wiadomo, że będzie go bardzo trudno ugasić, bo osoba, która zadzwoniła na straż, powiedziała, iż w ogniu stoi cała hala. W ciągu kilkudziesięciu minut na miejsce dotarło prawie 200 strażaków zawodowych i ochotników z całego województwa śląskiego. Z Tychów przyjechał samochód drabina, sikawki z Sosnowca przywiozły kontener ze środkiem pianotwórczym.
Strażacy walczyli z ogniem przez kilkanaście godzin. Akcja zakończyła się w środę rano. Przez cały ten dzień na miejscu pracował jeden zastęp. Dogaszał pojawiające się co jakiś czas zarzewia ognia. Obecni byli także policjanci i inspektor nadzoru budowlanego. Ten ostatni wydał zakaz przebywania w pobliżu obiektu. Co jakiś czas spadały bowiem pojedyncze płyty stropowe. Leciały na dół także w czasie akcji gaśniczej.— To był szczególnie niebezpieczny moment. W bezpośrednim sąsiedztwie, gdzie pracowaliśmy, runęła część dachu. Uderzenie płyt z kilkunastu metrów w gorący materiał spowodowało na moment nasilenie pożaru — przyznał jeden ze strażaków.

W środę nie były znane przyczyna pożaru ani wysokość strat. Do policjantów docierają sprzeczne informacje od świadków. Sprawą zajęła się komisja złożona z biegłego, strażaków oraz policjantów.