Prowadząc "szkoły przeżycia" ratownicy GOPR wiedzą, że też muszą przeżyć - z budżetem wyczerpanym już w sierpniu.
Beskidzka grupa GOPR właśnie rozpoczęła przegląd wyciągów narciarskich przed zimowym sezonem. - Nie będziemy ograniczać naszego funkcjonowania w zimie. Mimo że pieniądze, jakie otrzymaliśmy z budżetu państwa, skończyły się już w sierpniu - mówi Jerzy Siodłak, naczelnik beskidzkiej grupy GOPR, największej w Polsce.
Ten rok był najgorszy w całej historii górskiego ratownictwa. Ratownicy wiedzieli o tym już w styczniu. Dlatego do zwykłych poszukiwań pieniędzy u sponsorów, szybko dołączyli "działalność rozrywkową": prowadzą dla zakładów pracy szkoły przeżycia, imprezy integracyjne, organizują testy sprawnościowe.
- Udostępniamy nasze umiejętności, dzięki czemu jeszcze istniejemy. Ale to absurdalna sytuacja, bo my mamy nieść ratunek w górach, a nie zarabiać pieniądze pokazami czy szkoleniem - wyjaśnia Tomasz Jano, wiceszef beskidzkiego GOPR.
Siodłak zapewnia jednak, że mimo chudego roku, narciarze nie odczują pogorszenia warunków bezpieczeństwa. Jak w ubiegłych latach przez całą dobę będą dyżurować goprówki w Szczyrku, Brennej, na Klimczoku, Hali Miziowej, Markowych Szczawinach i Czantorii, oprócz tego pół setki stacji przy wyciągach. W śnieżne weekendy na stokach Beskidów będzie można liczyć na pomoc około 250 ratowników GOPR.
Pod jednym względem będzie nawet lepiej, niż w latach poprzednich. Wielu goprowców ukończyło specjalistyczne szkolenia ratownictwa medycznego. To już przyniosło efekt, gdy jeden z turystów doznał ataku serca na stoku. Prawdopodobnie nie udałoby się go uratować, czekając na przybycie lekarza. Ale skuteczną reanimację przeprowadził przeszkolony ratownik GOPR.
GOPR już w Europie
Jerzy Siodłak, naczelnik grupy beskidzkiej GOPR:
- Trudno się chwalić, ale turyści mogą czuć się tak samo bezpieczni w Beskidach, jak w Alpach. Dowodzą tego nasze wspólne spotkania z kolegami z Europy Zachodniej. Odstajemy w jednej tylko dziedzinie, za to bardzo istotnej - w ratownictwie z powietrza. Powód jest oczywisty: nie ma pieniędzy na tego typu bardzo kosztowne szkolenie.
Może w następnych sezonach się to zmieni. Prawdopodobnie po wielu latach nieobecności w sezonie zimowym w Beskidach będzie stacjonować śmigłowiec. Teraz w każdej chwili możemy wezwać śmigłowiec z Katowic, ale przy całym szacunku dla tamtej załogi, nie są oni w stanie podjąć rannego z każdego miejsca stoku. Lepiej więc, aby w śmigłowcu był któryś z naszych ratowników.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?