Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Forsa i nerwy

TOMASZ WOLFF
Wczoraj w siedzibie firmy kredytowej ,L." było bardzo gorąco.  /  JACEK ROJKOWSKI
Wczoraj w siedzibie firmy kredytowej ,L." było bardzo gorąco. / JACEK ROJKOWSKI
Nie chcemy już żadnego kredytu. Niech nam zwrócą pieniądze - krzyczeli wczoraj przed siedzibą jednej z bielskich firm udzielających kredytów zdesperowani ludzie.

Nie chcemy już żadnego kredytu. Niech nam zwrócą pieniądze - krzyczeli wczoraj przed siedzibą jednej z bielskich firm udzielających kredytów zdesperowani ludzie. Kilkadziesiąt osób z różnych miast Podbeskidzia przyjechało do Bielska, aby sfinalizować umowy z firmą L. Podpis miał skutkować wieczornym przelewem wymarzonych pieniędzy. Na wielkich planach się skończyło. Ludzie wrócili do domów bez pieniędzy. Oszukani.

- Czytaliśmy umowę punkt po punkcie - wścieka się Barbara Maślanka z Żywca. - Byliśmy bardzo ostrożni, bo bardzo dużo nasłuchaliśmy się z mężem o kredytach argentyńskich. Czepiałam się każdego podpunktu. Pani jednak tak nam wszystko tłumaczyła, że wydawało nam się, że o żadnym przekręcie nie może być mowy. Na przykład pytałam, dlaczego zamiast kredyt pisze się produkt. Jeszcze w piątek Krystyna G. życzyła nam miłego weekendu. Mówiła, że spotkamy się w poniedziałek.

- Rozpocząłem budowę. Kilka dni temu pytałem Krystynę G., czy mogę kupić materiały na budowę i opłacić pracowników. Odpowiedziała: "Oczywiście, że tak" - dodaje inny poszkodowany.

Wszyscy ludzie wpłacili tzw. opłatę przygotowawczą. Jej wysokość była uzależniona od kredytu. Niektórzy wpłacili nawet 1800 zł. Wczoraj mieli dograć sprawę z prawnikiem. Wieczorem na ich konta miały wpłynąć pieniądze. W poniedziałek w siedzibie firmy L. zamiast Krystyny G. i prawnika siedział jednak mężczyzna, który nie potrafił ludziom udzielić odpowiedzi na pytania.

- Nie będę udzielał żadnych informacji. Proszę dzwonić do centrali w Katowicach - odpowiedział "DZ" pracownik firmy kredytowej.

W Katowicach usłyszeliśmy jednak, że prezesa nie ma, a los Krystyny G. jest nieznany.

- Pani G. jest pracownikiem naszej firmy, ale nie pracuje w centrali. Nie wiem, czy jest na L-4, bo pracownik ma 7 dni czasu na przesłanie takiego zaświadczenia - usłyszeliśmy.

Poszkodowani, którzy zadzwonili do Katowic, usłyszeli to samo. Padła natomiast jeszcze jedna wersja: Krystyna G. uległa wypadkowi i nie może dojechać do bielskiej siedziby firmy.

- W ubiegłym tygodniu zgłosiły się do mnie dwie osoby, które czują się oszukane przez tę firmę. Przestudiowałam dokładnie umowy, które podpisały. Firma L. na pewno oferuje kredyty w systemie argentyńskim. To nie było możliwe, żeby w jednym dniu 40 osób otrzymało pieniądze - powiedziała Irena Krzanowska, Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Bielsku.

Poszkodowani nie zamierzają odpuścić. Wczoraj złożyli w prokuraturze doniesienie o popełnieniu przestępstwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto