Wszyscy dookoła spodziewali się, że odniesiemy łatwe zwycięstwo, a przecież Nysa wygrała w Bełchatowie i u siebie z Gwardią. To nie jest zespół z łapanki — mówił po sobotnim meczu BBTS Jakub Bednaruk, rozgrywający bielskiego zespołu.
W Polskiej Lidze Siatkówki nie ma słabeuszy. Przekonali się o tym kibice, którzy przez dwie i pół godziny oglądali mecz BBTS Siatkarz (9. miejsce w tabeli) z NKS Nysa (8. miejsce). W tie-breaku bielszczanie przegrywali już 5:9 i wydawało się, że wszystko stracone. Rywale najwyraźniej zbyt szybko uwierzyli w zwycięstwo i pozwolili gospodarzom doprowadzić do remisu 10:10. W końcówce bielscy kibice cieszyli się na raty. Gdy Andriej Barbierik z Albertem Semeniukiem zablokowali atak Adriana Patuchy, na tablicy świetlnej ukazał się wynik 15:12 dla BBTS, to sympatycy siatkówki ruszyli na parkiet i w kierunku wyjścia. Wówczas arbiter wskazał na dotknięcie siatki przez Semeniuka, dał punkt Nysie i „zrobiło się” 14:13 dla BBTS. Jednak w ostatniej akcji meczu gospodarze nie dali wyrwać sobie zwycięstwa.
Spotkanie powinno zakończyć się w czterech setach i wygraną BBTS 3:1, ale podopieczni Wiesława Popika grali chimerycznie.
— Popełnialiśmy głupie błędy — komentował porażkę w czwartej partii Bednaruk.
Zgodnie z powiedzeniem, szczęście sprzyja lepszym, to tego wieczoru los uśmiechnął się do zespołu BBTS. Siatkarz wygrał spotkanie i awansował na siódme miejsce w tabeli PLS. Jutro bielszczanie grają wyjazdowy mecz z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle.
Pierwszy trening polskich piłkarzy pod okiem 2500 kibiców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?