Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Igrzyska Paraolimpijskie. W Tokio stanie przed szansą obrony złota. Historia Macieja Sochala

Tomasz Galas
Jacek Wójcik/Głos Koszaliński
Przed Maciejem Sochalem, zawodnikiem Startu Koszalin, czwarty start w Igrzyskach Paraolimpijskich. Od czasu, gdy zawodnik Startu Koszalin usłyszał druzgocącą diagnozę dotyczącą zdrowia do momentu, gdy zdobył złoty medal w Rio de Janeiro w rzucie maczugą, minęło kilkanaście lat. W Tokio stanie przed szansą potwierdzenia przynależności do światowego topu.

Na początku dzieciństwo Macieja Sochala nie różniło się niczym od jego rówieśników. Zawsze lubił sport, na lekcjach wychowania fizycznego należał do wyróżniających się uczniów, po szkole spotykał się z kolegami na boisku. W 2000 roku, gdy miał niespełna 13 lat, któregoś dnia zaczął doskwierać mu mocny ból głowy, który z czasem był nie do zniesienia. Na tyle, że trzeba było zawieźć go do szpitala. Tam został na obserwacji, a po serii badań diagnoza okazała się druzgocąca. Guz mózgu. Wymagana była natychmiastowa operacja, rozmiary guza nie pozostawiały wątpliwości, że jest w sytuacji zagrożenie życia i trzeba szybko reagować. Z koszalińskiego OIOM-u został przewieziony do placówki w Szczecinie. Tam guza wycięto, ale niestety pojawiły się bardzo poważne konsekwencje.

Najpierw koszalinianin nie mógł oddychać o własnych siłach, nie miał możliwości poruszania się. Następnie okazało się, że dotknęło go porażenie spastyczne czterokończynowe, czyli niezborność ruchów. Oznaczało to, że nie może w pełni kontrolować swych kończyn, a konieczna jest długa i żmudna rehabilitacja. Rodzice Sochala całkowicie przeorganizowali swój dotychczasowy tryb życia, aby pomóc synowi. Wozili go do szkoły, potem na rehabilitację i na basen.

Próbowano różnych metod leczniczych, w tym także medycyny alternatywnej czy pomocy bioenergoterapeuty. Celem było nie tylko stanięcie na nogi, a przecież na początku Maciej nie mógł nawet utrzymać pozycji siedzącej, ale też ukończenie szkoły. Najpierw podstawówka, potem gimnazjum, a następnie liceum o profilu grafiki komputerowej, zakończone maturą. Do tej pory Sochal zdanie matury uważa za swój największy pozasportowy sukces.

W 2003 roku, 3 lata po operacji w Szczecinie, Maciek pojawił się w klubie sportowym Start Koszalin, gdzie trafił pod skrzydła doświadczonego trenera Aleksandra Popławskiego, prowadzącego osoby niepełnosprawne. Ten dostrzegł u niego sportowy potencjał i ze względu na schorzenie, zaproponował spróbowanie sił w konkurencjach rzutowych: pchnięciu kulą i rzucie maczugą (odpowiednik rzutu oszczepem wśród pełnosprawnych sportowców). Wykonuje się go, podobnie jak pchnięcie kulą, z tzw. kozy, czyli specjalnego siedziska, na którym zawodnik, zabezpieczony pasami, może wykonywać daną konkurencję.

- Zacząłem chodzić na siłownię, bo mówiono mi, żebym wyszedł do ludzi. Niechętnie tam chodziłem, ale mama powiedziała, żebym poszedł zobaczyć, bo to nic nie kosztuje. Chciałem wyciskać sztangę, ale w tej konkurencji nie ma grupy zawodników z moimi schorzeniami. Trener Popławski widział mnie w lekkiej atletyce, więc zaczęliśmy przygotowania. Powiedział, że jak się sprężę, to za rok pojadę na igrzyska Paraolimpijskie do Aten. Byłem w szoku, niedawno ledwo co mnie odratowali, a ja miałem pojechać na Igrzyska? Na początku ciężko pracowałem. Pamiętam, że zdobyłem swój pierwszy złoty medal w 2003 roku na Spartakiadzie Młodzieży, ale nie mogłem spełnić minimum olimpijskiego w pchnięciu kulą. Udało się dopiero na ostatnich zawodach przed igrzyskami - wspomina swoje początki Sochal.

W Atenach w 2004 roku, choć wcześniej Sochalowi przyznano kategorię niepełnosprawności F32, komisja przed Igrzyskami postawiła zmienić tę decyzję i przekwalifikować reprezentanta Polski do wyższej grupy, o łagodniejszych schorzeniach. Z perspektywy czasu była to błędna decyzja, że niezborność ruchów Maćka kwalifikuje go do osób najciężej porażonych. Ale wtedy, mimo serii odwołań, musiał rywalizować z bardziej sprawnymi od siebie. Mimo walki zajął dopiero 11. miejsce. Mimo początkowych wątpliwości, by zostawić sport i zająć się czymś innym, nie zraziło go to do rywalizacji.

Kiedy w końcu bez większych przeszkód mógł startować w swojej grupie niepełnosprawności, nie dawał swoim rywalom na arenie krajowej większych szans. Lista jego sukcesów jest długa i powiększa się z każdym rokiem. Na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie w 2012 roku zajął 4. miejsce w pchnięciu kulą i 9. w rzucie maczugą. Rok później w maczudze wywalczył srebro mistrzostw świata w Lyonie. Z mistrzostw Europy w Swansea przywiózł dwa brązowe medale. Na kolejnym światowym czempionacie w Dosze zdobył złoto w rzucie maczugą, a w 2016 roku na mistrzostwach Europy w Grosseto zdobył srebrny medal w pchnięciu kulą i złoto w rzucie maczugą, gdzie uzyskał wynik 37,19 m, co do tej pory pozostaje rekordem świata. Na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro spełnił jedno ze swoich marzeń - wywalczył medal olimpijski. Od razu z najcenniejszego kruszcu. W pchnięciu kulą, tak jak w Londynie, był tuż za podium.

- Gdy wywalczyłem złoto w Rio de Janeiro i byłem na podium, po prostu mnie zatkało. Patrzyłem przed siebie, a tam skierowany na mnie był wzrok mnóstwa kibiców. Podczas ceremonii i hymnu nie było łez szczęścia, ale gdy któryś z Polaków zdobywał złoty medal i słuchałem Mazurka Dąbrowskiego po drugiej stronie, z trybun, dopiero łezka w oku mi się zakręciła - mówi mistrz paraolimpijski.

Po starcie w stolicy Brazylii Sochal dzięki ciężkiej pracy powiększał swój dorobek medalowy. Na mistrzostwach świata w Londynie w 2017 roku zdobył srebro, rok później okazał się bezkonkurencyjny i w maczudze, i w kuli na mistrzostwach Europy w Berlinie. W 2019 roku zdobył brązowy medal w rzucie maczugą na mistrzostwach świata w Dubaju. W tym roku podczas mistrzostw Europy w Bydgoszczy do kolekcji dorzucił srebrny medal, mimo że liczył na złoto. Na przeszkodzie stanęła kontuzja.

- Przed jakimś miesiącem na treningu za bardzo się wygiąłem i przepuklina, którą miałem wcześniej w kręgosłupie, powiększyła się i uciska na nerw, co powoduje ból. Zostałem zakwalifikowany do operacji, ale dopiero po powrocie z Tokio. Powiedziałem sobie, że na igrzyska paraolimpijskie muszę jechać i na razie muszę się z tym poruszać i żyć. Czasami gdy mnie mocniej zaboli, biorę tabletki przeciwbólowe i trenuję dalej - powiedział koszalinianin.

Maciej Sochal zapowiada walkę o medal w stolicy Japonii. 28 sierpnia stanie przed próbą obrony tytułu mistrza paraolimpijskiego w rzucie maczugą, dwa dni później powalczy o medal w pchnięciu kulą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Igrzyska Paraolimpijskie. W Tokio stanie przed szansą obrony złota. Historia Macieja Sochala - Sportowy24

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto