Musimy zmazać tę plamę - mówili w Żywcu po klęsce Koszarawy w Wodzisławiu (0-6). Sobotni mecz z Sokołem Zabrzeg, beniaminkiem IV ligi był ku temu dobrą okazją. Nikt chyba nie przypuszczał, że zespół Koszarawy myślący o awansie do III ligi, będzie miał spore problemy ze zdobyciem trzech punktów. Kibice jeszcze nie zdążyli dobrze usiąść, a już musieli poderwać się z emocji. W 3. minucie dobre podanie z głębi pola otrzymał Mieczysław Sikora, który znalazł się sam na sam z bramkarzem. Napastnik Koszarawy trafił jednak prosto w golkipera, a odbitą piłkę Mieczysław Agafon posłał dwa metry nad poprzeczką.
- Agafon jest doświadczonym zawodnikiem i powinien przyjąć piłkę, wjechać z nią do pustej bramki - ocenił Alfred Gazda, trener gospodarzy. Chwilę później goście przeprowadzili kontrę. Artur Grzesik zagrał do Andrzeja Wiznera, a ten silnym strzałem pokonał Sławomira Szymalę i Sokół prowadził 1-0.
- Szkoda, że nie mógł zagrać Damian Furtok. Razem z Wiznerem tworzą groźną parę napastników. Wtedy zrobiliśmy rywalom z przodu więcej zamieszania - żałował Zbigniew Sysło, trener Sokoła. Od momentu straty bramki Koszarawa dominowała na boisku, raz po raz zagrażając bramce Łukasza Nolki. Gospodarze dłużej byli przy piłce, częściej gościli w polu karnym Sokoła, ale niewiele z tego wynikało. W pierwszej połowie piłkarze Koszarawy częściej krzyczeli na siebie niż grali.
- Po stracie bramki była nerwówka, bo moi zawodnicy za bardzo chcieli wyrównać - przyznał szkoleniowiec Koszarawy.
W 30. min. powinno być 1-1, ale piłka po strzale Arkadiusza Ruckiego trafiła w poprzeczkę. Wcześniej kilka razy piłkarzy Koszarawy powstrzymał Nolka. Taktyka zabrzeżan długo przynosiła zamierzony efekt. Zespół gości mądrze bronił się na własnej połowie, starając się wyprowadzać szybkie kontry. W pierwszej połowie po główce Wiznera piłka minimalnie chybiła celu. Gospodarze z kolei nie potrafili przebić się przez mur postawiony przez zawodników Sokoła. Wreszcie w 43. min. padła wyrównująca bramka. Piłkarz Koszarawy wbiegł w pole karne, przedłużył piłkę głową i mijając bramkarza upadł. Sędzia podyktował rzut karny, który pewnie wykorzystał Łukasz Matras.
Po zmianie stron niewiele się zmieniło. Goście za wszelką cenę chcieli dowieźć korzystny rezultat, a piłkarze Koszarawy nadal nie potrafili zdobyć zwycięskiej bramki. Bliski szczęścia był Mieczysław Agafon, który dwukrotnie uderzał tuż obok słupka. Zmiany w szeregach Koszarawy również niewiele dały. Gdy zniecierpliwieni nieporadnością swoich zawodników kibice Koszarawy zaczęli w 90. minucie opuszczać stadion, arbiter przedłużył spotkanie o cztery minuty. W doliczonym czasie Ireneusz Iwanow strzałem głową pokonał Nolkę i zapewnił Koszarawie trzy punkty.
- Walczyliśmy z przeciwnikiem dużo lepszym, graliśmy to, co potrafimy. To wystarczyło na 90 minut, ale gola straciliśmy w 94. minucie. Zresztą, arbiter nie potrafił wytłumaczyć dlaczego o tyle przedłużył mecz - powiedział trener Sysło.
- Nie wiem dlaczego nie możemy strzelić więcej bramek, skoro stwarzamy sobie tak wiele sytuacji. To chyba brak koncentracji. Pod bramką trzeba się po prostu umieć znaleźć. Ćwiczymy na treningach okazje strzeleckie w różnych sytuacjach, mam nadzieję, że to przyniesie efekt. Budujące jest, że potrafimy wypracować sobie sytuacje strzeleckie - ocenił trener Alfred Gazda.
echodnia.eu Pożegnanie Pawła Paczkowskiego z Industrii Kielce
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?