Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Księżna zniknęła

TOMASZ WOLFF
Na zdjęciu księżna w swoim mieszkaniu w Nowym Zamku.  fot. MARIANNA LACH
Na zdjęciu księżna w swoim mieszkaniu w Nowym Zamku. fot. MARIANNA LACH
Czuję się doskonale - deklaruje arcyksiężna Maria Krystyna Habsburg, która od dwóch tygodni leży w II oddziale wewnętrznym Szpitala Wojewódzkiego Pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej.

Czuję się doskonale - deklaruje arcyksiężna Maria Krystyna Habsburg, która od dwóch tygodni leży w II oddziale wewnętrznym Szpitala Wojewódzkiego Pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej. Trafiła do lecznicy, jak sama przyznaje, w ciężkim stanie. Dziś na szczęście nie ma już zagrożenia życia. Śmieje się, że gdyby za oknem nie widziała kostuchy, pewnie nie zgodziłaby się na pobyt w szpitalu.

- Szczęście w nieszczęściu, że mieszkańcy Żywca zauważyli moją nieobecność. W mieszkaniu są zasunięte firanki, nie ma mnie na ławeczce w konkatedrze. Zawsze siedziałam w lewej nawie, gdzie są wprawdzie ławki do spowiedzi, ale za to bardzo wygodne, bo można w nich wyprostować nogi. Ostatnio przeniosłam się bliżej drzwi, żeby w razie, gdyby coś mi się stało, nie robić zbiegowiska. Ludzie zaczęli pytać burmistrza, co się ze mną dzieje. Niektórzy myśleli, że miałam jakiś wypadek - opowiada Maria Krystyna Habsburg.

Mieszkańcy Żywca będą się musieli jeszcze trochę naczekać na arcyksiężną. Po wyjściu ze szpitala wróci do domu tylko na kilka dni. Chce pozałatwiać różne sprawy, popłacić rachunki i jechać do Szwajcarii. Dopiero po powrocie z tego kraju będzie mogła pomyśleć o rehabilitacji. Bielscy lekarze namawiają podobno Marię Krystynę Habsburg, żeby wyjechała na dwa, trzy tygodnie do jakiegoś uzdrowiska, może pobliskiego Ustronia. Jej wyjazd do Szwajcarii jest oczywiście uzależniony od ich zgody.

- Nie wiem, czy ordynator puści mnie tak daleko, a jeśli tak to kiedy. Na pewno będę musiała załatwić osobę do towarzystwa. Autokar jedzie do Davos prawie dwadzieścia godzin. To zdecydowanie za dużo jak na moje nogi, których nie mogę w autobusie wyprostować. W Davos muszę spakować to, co mi jeszcze zostało, przede wszystkim ogromną dokumentację - snuje plany.

Mimo pobytu w szpitalu, księżna czuje się świetnie. Jak zawsze sypie opowieściami i anegdotami. Wspomina, jak do jej żywieckiego mieszkania próbowali włamać się złodzieje. Bała się jak nigdy w życiu.

- Zasunęłam firanki, zamknęłam drzwi i położyłam się spać. O 1.10 usłyszałam łomot. Pomyślałam, że to nie mury się walą, bo są bardzo grube, tylko ktoś z całej siły uderza w moje drzwi wejściowe. Nie mogłam wezwać policji, bo nie znałam numeru alarmowego. Bałam się także zaświecić światło. Pewnie ktoś pomyślał, że skoro jestem Habsburżanką, to przyjechałam ze skrzyniami złota. Żyję w ubóstwie i nie mam żadnych skrzyń. Najadłam się strachu. Dopiero na drugi dzień wyszłam na zewnątrz. Drzwi były zepsute i nie mogłam ich otworzyć. W pobliżu leżał kosz, którym sprawcy walili w moje drzwi. Na tym nie koniec. W sobotę przed moim wyjściem do szpitala, ktoś wybił kilka szyb w szkole. Do mnie nie dotarli - wspomina Maria Krystyna Habsburg.

Jeżeli księżna dostanie zgodę od lekarzy na wyjazd do Szwajcarii, to powinna szybko wrócić do kraju. Mogą świadczyć o tym jej słowa: ,Szwajcarzy są narodem zamkniętym w sobie. Nie lubią kontaktów. Rzadko się zdarza, żeby człowiek zaprzyjaźnił się z rodziną w tym kraju i stale z nią utrzymywał kontakty".

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto