Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ludzie kultury wierzą bielskiej licealistce: List otwarty w sprawie konkursu recytatorskiego w Bielsku-Białej

KLM
Konkurs recytatorski, który teraz obija się szerokim echem w Polsce, miał miejsce w Domu Kultury Włókniarzy
Konkurs recytatorski, który teraz obija się szerokim echem w Polsce, miał miejsce w Domu Kultury Włókniarzy
Agnieszka Holland, Waldemar Śmigasiewicz, Ewa Szumska, Andrzej Saramonowicz, Artur Pałyga – to tylko niektórzy ludzie kultury, którzy podpisali się pod listem otwartym ws. konkursu recytatorskiego w Bielsku-Białej. - Wierzymy Aleksandrze Burdzińskiej - deklarują. - Kategoria wiary przydaje się tylko w kontaktach z Panem Bogiem! - ripostuje Jan Picheta, bielski dziennikarz i animator kultury.

List otwarty ws. konkursu recytatorskiego w Bielsku-Białej został opublikowany na portalu e-teatr.pl. Podpisało się pod nim blisko 140 osób ze świata kultury m.in. Agnieszka Holland, Ewa Szumska, Andrzej Saramonowicz, Artur Pałyga.

- Uważamy, że słowa jurora naruszają zasady dobrego współbycia, etykę zawodową oraz są rażącym przykładem wykorzystania pozycji władzy. Wierzymy Aleksandrze Burdzińskiej. Wspieramy całym sercem postawę jej, Mateusza Wardyńskiego i ich kolegów – piszą. I apelują o poważne potraktowanie ich sprzeciwu.

CZYTAJ: JESTEŚ PIĘKNA, MASZ PIĘKNE CIAŁO... CO WYDARZYŁO SIĘ PODCZAS KONKURSU?

- Kulturo polska, pora umierać – skomentował Jan Picheta, bielski dziennikarz, animator kultury, redaktor Kalendarza Beskidzkiego. - Wszystko odbywa się na zasadzie wiary. My wierzymy dziewczynie - powiadają. Pragnę przypomnieć, że kategoria wiary przydaje się tylko w kontaktach z Panem Bogiem! – dodaje. W Bielsku-Białej trwa zbieranie podpisów pod listem w obronie jurora.

PICHETA: MŁODZI TRAKTUJĄ KOMPLEMENT DOTYCZĄCY PŁCI JAKO SEKSIZM

CZYTAJ: LICEALIŚCI I DYREKCJA ZABIERAJĄ GŁOS

List otwarty ws. Konkursu Recytatorskiego w Bielsku-Białej
Z relacji Aleksandry Burdzińskiej, uczestniczki miejskich eliminacji do Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w Bielsku-Białej, wynika, że jeden z jurorów, aktor Teatru Lalek Banialuka, podczas indywidualnego omówienia, zamiast dokonać rzetelnej oceny jej występu, skomentował go w sposób seksistowski i uwłaczający jej godności. Przytoczone przez nią słowa jurora, że wszystko, co jest potrzebne, aby odnieść aktorski sukces, to uroda i piękne ciało, godzą w całe środowisko teatralne i filmowe - piszą sygnatariusze listu.
Zwycięzca eliminacji, Mateusz Wardyński, w proteście przeciwko tej sytuacji zrezygnował z reprezentowania miasta w kolejnych etapach konkursu. Relacja, zamieszczona przez Aleksandrę Burdzińską w mediach społecznościowych, wywołała wzburzenie i lawinę dyskusji oraz komentarzy.
W odpowiedzi, aktor Teatru Banialuka zamieścił oświadczenie, iż przekazał swoją opinię o występie w sposób delikatny i przeprasza, jeśli jego wypowiedź została opacznie zrozumiana. Nie informuje jednak, co powiedział Aleksandrze Burdzińskiej i nie prostuje przytoczonych przez nią słów.
"Źle zrozumiała" - to częsty i łatwy argument mający na celu unieważnienie sprawy i podważenie wiarygodności osoby skrzywdzonej.
Nasze wielkie zaniepokojenie budzą także oficjalne oświadczenia osób pełniących ważne funkcje publiczne. Dyrektorka Teatru Lalek Banialuka, Lucyna Kozień, oświadcza, że stawiane zarzuty przyjmuje jako "niezgodne z wizerunkiem" aktora, który jest człowiekiem o nieposzlakowanej opinii. Lech Śliwonik, przedstawiając stanowisko Zarządu Głównego Towarzystwa Kultury Teatralnej, wyraża opinię, że zarzuty opierające się wyłącznie na słowach osoby pokrzywdzonej, nie powinny być przedmiotem publicznej debaty. Taka postawa zamyka możliwość przeciwstawiania się seksizmowi i innym formom przemocy, których jedynym świadkiem jest najczęściej osoba doznająca krzywdy. Tego typu publiczne wypowiedzi przyczyniają się w istocie do legitymizacji przemocy, poniżenia ofiar i są próbą zamknięcia publicznej debaty, dzięki której możemy zmieniać społeczną praktykę.
"Swoją dezaprobatą wobec tego typu zachowań chcieliśmy zwrócić uwagę na konieczność walki z przejawami seksizmu i braku szacunku dla drugiego człowieka" - głosi list młodych uczestników konkursu recytatorskiego, którzy byli świadkami wzburzenia Aleksandry Burdzińskiej po rozmowie z jurorem.
My, podpisani poniżej ludzie kultury, popieramy tę dezaprobatę. Uważamy, że słowa jurora naruszają zasady dobrego współbycia, etykę zawodową oraz są rażącym przykładem wykorzystania pozycji władzy. Wierzymy Aleksandrze Burdzińskiej. Wspieramy całym sercem postawę jej, Mateusza Wardyńskiego i ich kolegów.
Apelujemy o poważne potraktowanie ich sprzeciwu!

ZOBACZ, KTO PODPISAŁ SIĘ POD LISTEM OTWARTYM

KOMENTARZ JANA PICHETY
Kulturo polska, pora umierać. Grupa ludzi związanych ze środowiskiem teatralnym podpisała list, w którym wierzy młodej recytatorce, a nie wybitnemu artyście sceny polskiej i wspaniałemu człowiekowi. Wszystko odbywa się na zasadzie wiary. My wierzymy dziewczynie - powiadają. Pragnę przypomnieć, że kategoria wiary przydaje się tylko w kontaktach z Panem Bogiem! Gdy chodzi o prawdę, trzeba przynajmniej wysłuchać drugiej strony.
Rzekomo wypowiadane przez „ofiarę" seksizmu słowa znakomitego aktora (za które, co paradoksalne, z chęcią przeprosił) nie należą do jego repertuaru ani tym bardziej języka. Nikt z tak ochoczo podpisujących tekst, który nadal szkaluje dobre imię artysty, nie zadał sobie trudu, żeby dotrzeć do niego albo zbadać dziewczynę wariografem! Miłośnicy mowy ojczystej, którzy podpisali się pod pismem zamieszczonym w Onecie, powinni zająć się raczej łamaną polszczyzną oświadczenia młodych ludzi.
Ich język jest żywcem wzięty z książki Zygmunta Saloniego "Błędy językowe uczniów szkół średnich" napisanej pół wieku temu. Oto przykłady: „jak wiele jeszcze pracy w temacie wzajemnego szacunku, stawiania granic, seksizmu i odbioru tych, którzy...", „konieczność walki z przejawami seksizmu (...), gdyż jest ona konieczna...", "Nasz sprzeciw (...) nie był bezpośrednim atakiem na TL Banialuka, którego nazwy użyliśmy, by uniknąć bezpośredniego ataku w stronę jurora (...)" itp.
Niepokoić może jednak nie tylko to, że młodzi ludzie, aby wyrazić swój sprzeciw, posługują się językiem z czasów komuny. Swoją drogą, kto ich tego nauczył - rodzice, opiekunowie szkółek teatralnych, nauczyciele? Młodzież żąda samokrytyki od aktora i środowiska teatralnego: „Szokuje nas milczenie lokalnej społeczności, która pierwsza powinna zabrać głos. Publiczne przyznanie się do błędu, przeprosiny oraz poparcie lokalnej społeczności teatralnej - to reakcja, której oczekujemy. Tymczasem okazuje się, że znajomości i strach o własną pozycję społeczną jest silniejszy."
Żądanie samokrytyki od wybitnego artysty i człowieka oraz potępienia go przez środowisko to metody z czasów komuny. To pośmiertny triumf Bieruta i Gomułki - tyle lat po ich zejściu. Tym w pierwszym rzędzie powinna się zająć oburzona grupa ludzi kultury, która niestety dołączyła do nieprzebranej rzeszy internautów traktujących człowieka nieskazitelnego moralnie jako zboka, obślinionego starca et cetera.
Wasz na zawsze Wąsaty Wuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto