DĘBOWIEC: Kolejny raz podczas rajdu Wisły, rozpędzony samochód wjechał w ludzi
Tym razem nie było ofiar śmiertelnych, ale dwóch dziennikarzy jest poważnie rannych. Wydarzenie to stawia pod znakiem zapytania sens organizowania wyścigów w sytuacji, gdy organizator nie potrafi zapanować nad kibicami.
Poślizg
Załoga nr 149. edycji Rajdu Wisły, prowadzona przez kierowcę Leszka Kuzaja, już na prostym odcinku 12 OS-u, w Dębowcu, na kilka sekund przed wypadkiem, wpadła w lekki poślizg. Doświadczony kierowca nie miał jednak problemów z wyprowadzeniem auta z zagrożenia. Był już jednak tuż przed ostrym wirażem. Wykonał manewr skrętu i wtedy samochód ściągnęło w tył. Tam, kilka metrów od drogi, obok drzewa, stało kilku dziennikarzy, w tym fotoreporter. Rozpędzony pojazd Kuzaja tyłem, przy dużej prędkości, wjechał w ludzi. Dwóch z nich nie zdążyło uciec.
Kuzaj nie zatrzymał samochodu. Wrzucił pierwszy bieg i z rykiem silnika pojechał do mety. Został mu tylko kilometr. Już kilka godzin później okazało się, że rajdowy kierowca postąpił zgodnie z regulaminem nie zatrzymując się.
- Regulamin mówi, że w przypadku nieprzewidzianego zdarzenia kierowca powinien jak najszybciej powiadomić organizatorów o wypadku. Kuzaj tak właśnie zrobił - tłumaczył postępowanie rajdowca Ireneusz Korzonek, z Wydziału Ruchu Drogowego cieszyńskiej policji.
Panika
Samochodu Kuzaja już nie widać. Przez moment zgromadzeni kibice, organizatorzy i policja, stoją w bezruchu. Nie wierzą w to, co się stało. Ale wszyscy widzą, że obok drzewa dwóch ludzi leży bez ruchu. Nagle wszyscy zaczynają krzyczeć.
Kilka osób biegnie w kierunku poszkodowanych. Dwóch mężczyzn ciągnie jednego z rannych za kurtkę w kierunku drogi. Tam kładą go na poboczu. Podobnie dzieje się z drugim z poszkodowanych. Mijają minuty. Nie wiadomo, kto mógłby powiadomić pogotowie ratunkowe. Kibice dzwonią na alarmowe numery z własnych telefonów komórkowych. Wreszcie słychać sygnał karetki.
- Jeden leżał pod samochodem. Miał złamane nogi i zniszczone biodro. Drugi dostał aparatem w twarz. Miał wybite zęby - mówi Jurek z Andrychowa. Jako jeden z wielu rzucił się do pomocy rannym.
Rajd został przerwany.
Szukanie winnych
Dwóch rannych dziennikarzy stanęło pod drzewem, bo uznali, że to najlepsze miejsce, by zrobić ciekawe zdjęcia. Nie odeszli z upatrzonej pozycji nawet wówczas, gdy zostali o to poproszeni przez organizatorów, a później przez policjantów. Zasłonili się prasowymi legitymacjami.
- Wina leży wyłącznie po stronie dziennikarzy, którzy nie chcieli odejść z niebezpiecznego miejsca - mówi Jacek Bartoś, szef głównej komisji samochodowej w Polskim Związku Motorowym.
Opinię taką w swoim raporcie zawrą również oficjalni obserwatorzy Rajdu Wisły. Jak się dowiedzieliśmy, znajdzie się w nim zapis, że 49 edycja przeprowadzona została profesjonalnie i zgodnie z normami.
- Organizatorzy wyciągnęli wnioski z ubiegłorocznej katastrofy, gdzie zginął młody chłopak i teraz profesjonalnie zabezpieczyli trasę - podkreśla Bartoś.
Sobotni wypadek wydarzył się, wszystko na to wskazuje, na własne życzenie dwójki niesfornych dziennikarzy. Nie tylko jednak oni w nosie mieli uwagi policji i organizatorów o zachowaniu bezpieczeństwa. Kibice przez cały czas przechodzili w miejscach niedozwolonych, omijali liczne taśmy, doprowadzali do kłótni z policjantami.

Remont drogi, chodnika i ścieżki rowerowej w Chorzelowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?