MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Po kolędzie

TOMASZ WOLFF
Ksiądz Zygmunt Mizia (drugi z lewej) chodzi po kolędzie z ministrantami, a później z kolędnikami. / JACEK ROJKOWSKI
Ksiądz Zygmunt Mizia (drugi z lewej) chodzi po kolędzie z ministrantami, a później z kolędnikami. / JACEK ROJKOWSKI
Ksiądz Zygmunt Mizia z parafii świętej Małgorzaty w bielskiej dzielnicy Kamienica uwielbia kolędować. Odwiedza wiernych z ministrantami, później zachodzi do nich z grupą kolędników. Spotykamy się we wtorkowy wieczór.

Ksiądz Zygmunt Mizia z parafii świętej Małgorzaty w bielskiej dzielnicy Kamienica uwielbia kolędować. Odwiedza wiernych z ministrantami, później zachodzi do nich z grupą kolędników. Spotykamy się we wtorkowy wieczór. W mężczyźnie ubranym w strój góralski nie rozpoznajemy w pierwszej chwili księdza.

Wszystko staje się jasne, kiedy podaje rękę i przedstawia się. - Ksiądz Zygmunt jestem - mówi. W Kamienicy lekka odwilż, mimo to śniegu po kolona, a w niektórych miejscach nawet po pas.

- Pochodzę z Juszczyny na Żywiecczyźnie. Tam tradycja kolędowania jest bardzo żywa. Dlatego kolędowałem będąc w parafii w Buczkowicach przez dwa lata i kolejne cztery w Oświęcimiu. Teraz drugi rok chodzę po Kamienicy z młodzieżą - opowiada, kiedy wspinamy się stromym zboczem do góralskiego domku. Taka Żywiecczyzna w miniaturze. Kolędnicy pukają do drzwi. Po chwili płynie ,Dzisiaj w Betlejem", później życzenia, żeby gospodarzom się darzyło, mnożyło, w każdym kątku mieli po dzieciątku, pełne pudła, żeby im córka nie schudła.

- To moja trzecia kolęda w tym roku. W obecnych czasach kolędowanie nie jest popularne. Miło spędzamy czas, jest superatmosfera, ludzie chętnie wpuszczają nas do domów - opowiada Tomasz Wanot, jeden z kolędników.

Rzadko który z gospodarzy zamknie drzwi przed kolędniczą grupą. Ci, którzy wpuścili do środka, zapraszają do stołu, częstują tym, co jest akurat pod ręką. Wspominają kolędę duszpasterską sprzed kilku, kilkunastu dni. Wszyscy są pod wrażeniem.

- W niedzielę brnęliśmy w głębokim śniegu - wspomina Katarzyna Jasek, jedyna studentka w grupie. - Pokonywaliśmy 3-metrowe zaspy. Udało nam się dotrzeć do mieszkającego na odludziu starszego małżeństwa. Ludzie się rozpłakali. Powiedzieli, że nie przypuszczali, iż dożyją czasów, kiedy przyjdą do nich kolędnicy. Jeszcze w tak pięknej scenerii - dodała.

Pierwszy szok powoli mija. Mieszkańcy przyzwyczaili się do grupy szalonych i kolorowych kolędników, odwiedzających ich domy. Młodzi z Kamienicy kolędowali tej zimy także w centrum Bielska, w Szczyrku i Żywcu. Najbardziej nietypowym miejscem był... dystrybutor na stacji benzynowej. - Facet nalał nam do pełna i nie wiedział, co ma zrobić. Kasować, czy nie. A my mu jeszcze śpiewaliśmy ,Za kolędę dziękujemy" - śmieje się ksiądz Mizia.

- I skasował? - pytamy wikarego.

- Tak - odpowiada i zaraz dodaje, że pieniądze nie są najważniejsze. Ważne są dobra zabawa, radość, którą niosą ludziom, wspólne bycie i kultywowanie tradycji. Trochę ironicznie - i trudno im się dziwić - opowiadają o "kolędnikach", którzy odwiedzają mieszkania w blokach. Stoją z lichą papierową szopką, jeszcze nie zdążą zaśpiewać pierwszej zwrotki, drugiej najczęściej nie pamiętają, a już wielu z nich wyciąga ręce po pieniądze.

Za uzbierane datki, podobnie jak przed rokiem, dofinansują wakacyjny wyjazd dzieci. W ubiegłym roku za kolędowanie, sprzedaż świec i wystawione sztuki uzbierało się na autobus i 10 dni pobytu nad morzem dla sporej grupki dzieci.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto