Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prostytucja? Zalegalizować i opodatkować!

MAREK TWARÓG
Zwolennikami zalegalizowania domów publicznych są głównie przeciwnicy dość powszechnej pruderii.
Zwolennikami zalegalizowania domów publicznych są głównie przeciwnicy dość powszechnej pruderii.
20 mld złotych rocznie - oto według ostrożnych szacunków - kwota, jaką rocznie obraca krajowy seksbiznes. To pieniądze, z których do polskiego budżetu nie wpływa pewnie nawet jeden procent od całej kwoty.

20 mld złotych rocznie - oto według ostrożnych szacunków - kwota, jaką rocznie obraca krajowy seksbiznes. To pieniądze, z których do polskiego budżetu nie wpływa pewnie nawet jeden procent od całej kwoty. Seksbiznes istnieje bowiem w polskiej rzeczywistości, ale nie istnieje w polskim systemie podatkowym.

Domy publiczne pod nazwą night-clubów i agencji towarzyskich rozliczając się na zasadach ogólnych, odprowadzają podatki tylko ze sprzedanych przy bufecie setek wódki, a nie ze sprzedanych godzin z prostytutką. Ta sfera działalności jest bowiem w Polsce nielegalna. Czy zatem legalizować domy publiczne? Spełnić wolę połowy Polaków, którzy chcą, by tak się stało? Podążać drogą wytyczoną przez Czechów, którzy przed kilkoma tygodniami zapowiedzieli zintensyfikowanie działań na rzecz opodatkowania domów oferujących cielesne uciechy?

Regulamin w burdelu

Dane mówiące o tym, że już co drugi Polak chce zalegalizowania prostytucji, wynikają z sondażu przeprowadzonego przez tygodnik "Wprost". Bezimienną masę kilkunastu milionów Polaków popierają wielkie nazwiska: Adam Hanuszkiewicz, Leon Niemczyk, prof. Marian Filar czy Zbigniew Lew-Starowicz. Dyskusja na ten temat ożywa po każdej nowej informacji płynącej do nas ze świata. Czesi chcą legalizacji domów publicznych, bo wierzą, że to korzystnie wpłynie nie tylko na budżet państwa, ale i na warunki pracy prostytutek. Jeśli agencje będą działały legalnie - snują wnioski zwolennicy takiego rozwiązania - prostytutki dostaną normalne umowy o pracę, będą ubezpieczone, wreszcie właściciele domów "pod czerwoną latarnią" będą musieli zapewnić im (stworzą regulamin zakładu pracy?) przyzwoite warunki sanitarne. Wysuwane są też poglądy natury ogólnej: za sprawą legalizacji wreszcie skończymy z narodową hipokryzją w tym względzie. Wreszcie spojrzymy prawdzie w oczy i - przynajmniej w tym aspekcie - zerwiemy z podwójną moralnością.

- Jestem przeciwnikiem zakłamania w życiu publicznym. Wolałbym, abyśmy mieli legalne domy publiczne pod kontrolą państwa niż nielegalne, działające w szarej strefie - tłumaczy Janusz Lewandowski, poseł Platformy Obywatelskiej.

Absurdy w ramieniu prawa

W dyskusjach nad legalizacją domów publicznych często cytuje się ekonomistów, którzy mówią o zbawiennym wpływie takiego rozwiązania na polską gospodarkę. Rzadziej jednak sięga się po opinie środowisk kobiecych. Z opracowań, stanowisk, programów, którymi kierują się te organizacje, wysnuć można jeden wniosek: kwestia legalizacji prostytucji - jakkolwiek ważna - schodzi na dalszy plan wobec potrzeby szybkiego wdrożenia konkretnych działań. Organizacje pomagają prostytutkom i ich rodzinom nie wnikając specjalnie w kwestie np. polityczne. Bo czymże różni się prostytutka świadcząca legalne usługi od kobiety sprzedającej swe ciało nielegalnie?

- To nie są sprawy, którymi zajmują się te dziewczyny - przyznają w katowickim Stowarzyszeniu na Rzecz Kobiet, które jako jedyne na Śląsku i jedno z nielicznych w Polsce, programowo pomaga prostytutkom. - To co dla nich i dla nas jest najważniejsze, to pokazanie tym kobietom alternatywy. Wskazanie im innego świata - w którym ktoś bezinteresownie im pomaga, świata innego niż ten, który najczęściej znają od dzieciństwa.

Ewa Majewska z Ośrodka Informacji Środowisk Kobiecych przyznaje, że organizacje kobiece nie wypracowały żadnego stanowiska w tej sprawie. Podaje jednak przykład Fundacji Przeciwko Handlowi Kobietami La Strada, jako tej, która zabierała w tej sprawie głos.

- Tę kwestię trzeba rozpatrywać bardzo ostrożnie - mówi Ewa Majewska. - Oczywiście, są pozytywne aspekty legalizacji prostytucji. Jest to ułatwienie życia prostytutkom, być może ograniczenie ich wyzyskiwania. Jednak przy okazji tworzenia takiego prawa dochodzi do absurdów.

Najlepszym przykładem jest tu Holandia. Tamtejszy ustawodawca legalizując domy publiczne określił nawet wyposażenie pokoju, w którym odbywają się spotkania z klientami. Podobno miała być w nich m.in. poduszka, która, jak później dowiodła policja, służyła psychopatom polującym na prostytutki za główne narzędzie zbrodni. Co najważniejsze jednak - i co może być poważnym argumentem przeciwko legalizacji domów publicznych - skala prostytucji, po określeniu dla niej norm prawnych, nie zmniejszyła się. A szara strefa istnieje nadal, tak jak istnieje w każdym środowisku kryminogennym.

Szary biznes

Polscy przeciwnicy legalizacji chyba słusznie - wskazując na polskie cwaniactwo i brak biznesowej etyki - dowodzą, że polska szara strefa seksbiznesu nawet po zmianach ustawowych nie zmniejszy się ani o milimetr. Gangi kontrolujące agencje zatrudnią na pokaz jedną dziewczynę, a czterem innym będą płacić pod stołem. Po prostu sfinansują ten eksperyment klienci - czy jednak wyższe stawki zniechęcą kogoś do wizyt w agencjach?

Nie można też bagatelizować prostytucji uprawianej poza agencjami. Już w latach 90. Urszula Nowakowska i Magdalena Jabłońska w opracowaniu "Przemoc wobec kobiet", zastanawiając się nad problemem prostytucji, zwracały uwagę, że "sporo kobiet pracuje samodzielnie jako call girls; wśród luksusowych prostytutek Polki stanowią większość". Wszelkie unormowania prawne tego niemałego przecież "segmentu" rynku usług seksualnych nie będą obejmowały.

Jest jednak szansa, że wraz z legalizacją płatnego seksu znikną z naszych ulic "tirówki". Przy drodze wylotowej nie da się pewnie utrzymać norm sanitarnych określonych przez sanepid (jakkolwiek śmiesznie brzmi opisywanie tego problemu, to jednak konsekwencje braku warunków sanitarnych mogą być przerażające).

Właśnie "tirówki" i ich usługi są być może najważniejszym argumentem za legalizacją prostytucji.

Co jest przyzwoite?

Dziś w opiniach autorytetów reprezentujących stanowisko, że nie można sankcjonować i w ten sposób uwiarygodniać poboczy życia społecznego, pojawia się problem usytuowania domów publicznych, obecności prostytutek z centrach miast. W konsekwencji także wpływu takiego sąsiedztwa dla ludzi w nich żyjących. Wielkie słowa? Może tak, ale przyzwyczajanie się do obecności prostytutek wcale nie uczy nas tolerancji - jak chcą niektórzy - ale doprowadza do moralnego permisywizmu.*
Paweł Poncyliusz, poseł Prawa i Sprawiedliwości, sformułował kiedyś w tygodniku "Wprost" tezę, że "legalizacja sprawi, iż będzie postępował rozkład moralności opartej na wartościach chrześcijańskich; to zagrożenie przede wszystkim dla młodych ludzi". Nawet uczuleni na owe "wartości chrześcijańskie" muszą sobie zdawać sprawę z prawdziwości tego twierdzenia. Jeśli walki z prostytucją nie można wygrać, to jednak warto wierzyć w tę wygraną. Porzucenie nadziei i legalizacja seksbiznesu oznacza przegraną w walce o najprościej pojętą przyzwoitość.

Paradoks polega na tym, że legalizacja może doprowadzić do skoszarowania seksbiznesu w określonych dzielnicach miast, tak jak to się stało nie tylko w Holandii czy w Niemczech, ale niemal w każdym większym mieście każdego kraju, który z prostytucją w wielkiej skali zmaga się znacznie dłużej niż Polska. Skoszarowanie, paradoksalnie może uwolnić nas od drażniącego sąsiedztwa domów publicznych, a to może okazać się wartością nie do przecenienia.


*permisywizm - tendencja do zbytniej tolerancji dla odbiegających od normy zachowań społecznych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na katowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto