Do pożaru skrzydła wiatraka w Ciołkowie doszło w poniedziałek 20 lipca najprawdopodobniej skutek burzy, która przeszła nad regionem. Na miejsce zostały zadysponowane liczne jednostki z okolicznych miejscowości.
Była to trudna akcja gaśnicza ze względu na lokalizację źródła ognia. Skrzydło paliło się na wysokości około 180 metrów nad ziemią. W akcji brała udział również grupa Ratownictwa Wysokościowego z JRG 5 z Poznania wraz z drabiną Bronto Skylift o zasięgu do 53 metrów. Nie pozwoliło to jednak na skuteczne dostarczenie prądów wody do zarzewia ognia.
Dlatego na miejsce wezwany został śmigłowiec firmy Helipoland z Bielska-Białej, która ostatnio na zlecenie Lasów Państwowych brała udział w gaszeniu pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym.
Pilot śmigłowca AS 350 należącego do bielskiej firmy opowiada, że z lotniska w Brynku koło Tarnowskich Gór wyleciał po godz. 23.00, po około godzinie był na miejscu. Do akcji gaśniczej śmigłowiec przystąpił dopiero o świcie, bo w nocy nie prowadzi się takich działań, poza tym w okolicy znajdują się także inne wiatraki, co stwarzało dodatkowe zagrożenie.
Palące się skrzydło wiatraka zostało zalane wodą. Za jednym razem śmigłowiec AS 350 może wziąć zbiornik z 700 litrami wody. W sumie wykonał osiem nawrotów.
- Wodę trzeba było precyzyjnie zrzucić w jedno miejsce, inaczej niż w przypadku pożarów lasów, które gasiliśmy - wyjaśnił w rozmowie z DZ pilot AS 350.
iPolitycznie - Czy słowa Stefańczuka o Wołyniu to przełom?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?