MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Stal Stalowa Wola - MC Podbeskidzie 2-1

ŁUKASZ KLIMANIEC
Marcin Kaczka (z prawej) z powodu kontuzji musiał wcześniej opuścić boisko.  /  JACEK ROJKOWSKI
Marcin Kaczka (z prawej) z powodu kontuzji musiał wcześniej opuścić boisko. / JACEK ROJKOWSKI
Jeszcze przed meczem było wiadomo, że o korzystny rezultat będzie trudno. Stal nie poniosła jeszcze porażki na własnym boisku, a Podbeskidzie przystąpiło do meczu bez czołowego strzelca Adrian Sikory.

Jeszcze przed meczem było wiadomo, że o korzystny rezultat będzie trudno. Stal nie poniosła jeszcze porażki na własnym boisku, a Podbeskidzie przystąpiło do meczu bez czołowego strzelca Adrian Sikory. Mimo to, bielszczanie zaczęli odważnie. Jednak w 15 minucie to goście objęli prowadzenie po tym, jak Zegarek silnym strzałem głową, posłał piłkę w długi róg bramki Dawida Bułki.

- Pierwszą bramkę straciliśmy po błędach w kryciu - skwitował trener Wojciech Borecki. Mogłoby się wydawać, że od tego momentu Stal bez problemu powinna kontrolować grę. Tymczasem stracony gol podziałał na piłkarzy Podbeskidzia jak płachta na byka. Bielszczanie śmielej zapędzali się pod bramkę gospodarzy, raz po raz próbując szczęścia. Los uśmiechnął się do nich w 30 min. Piotr Czak wykonywał rzut wolny. Do silnego dośrodkowania, z którym minął się bramkarz Stali, doszedł Marcin Żukowski i strzałem głową zdobył wyrównującego gola.

Po przerwie pogorszyła się nie tylko gra obu zespołów, ale i pogoda. Gospodarze grali z wielką determinacją, atakując bielszczan na pograniczu faulu. Po jednej z takich akcji Marcin Klaczka doznał groźnie wyglądającej kontuzji. Chwilę po faulu na boisku zamiast masażysty Marka Ociepki pojawił się... Piotr Kalinowski, dyrektor ds. sportowych klubu. Okazało się, że masażysta z powodu niedomówień z prezesem Marianem Antonikiem nie pojechał na mecz. Jego rolę pełnił Kalinowski, który udzielał piłkarzom pomocy.

Kontuzja Klaczki okazała się na tyle poważna, że zawodnik musiał opuścić boisko.

- Wtedy trzeba było dokonać korekt w składzie i szukać nowych rozwiązań. Michał Kurzeja pełnił rolę czwartego obrońcy, Żukowski zagrał jako środkowy defensywny pomocnik, a Grzegorz Bogdan wszedł na lewą pomoc. Momentami graliśmy nawet jednym wysuniętym napastnikiem - wytłumaczył Borecki.

Na boisku pojawił się też Paweł Hajduczek. Bielszczanie ograniczali się do kontrataków, skupiając się głównie na obronie dostępu do własnej bramki.

- W drugiej połowie za bardzo chcieliśmy ten mecz zremisować - przyznał potem Borecki.

Sporadyczne ataki mogły się jednak zakończyć golem. Bartosz Woźniak, po dośrodkowaniu Żukowskiego, trafił słupek, a gdy na bramkę gospodarzy uderzył Bogdan, szkoleniowiec Podbeskidzia zerwał się z miejsca, bo już widział piłkę w siatce.
- To była stuprocentowa sytuacja. Piłka minęła bramkarza i zmierzała do bramki, ale ten rzucił się na nią i złapał ją na linii - powiedział trener Borecki.

Golkiper gości po tej interwencji wybił piłkę, ta trafiła do Sobczaka, który stojąc tyłem do bramki Podbeskidzia, w asyście dwóch obrońców, w ekwilibrystyczny sposób uderzył piłkę z przewrotki i... było 2-1 dla Stali.

- W polu karnym nie może być krycia na radar - irytował się po spotkaniu trener Borecki. - To nasz stały defekt, który w takich okolicznościach przyczynia się do utraty bramki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Milik już po operacji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto