Połączone z wyborami prezydenckimi wybory do rad osiedlowych w Bielsku-Białej osiągnęły zamierzony cel - w 20 osiedlach, w jakich przeprowadzono głosowania mieszkańcy wybrali skład swojej rady osiedlowej. Trzyprocentowy próg wyborczy został przekroczony z nawiązką.
- Niepotrzebnie niektórzy się tego obawiali, bo wybory wyszły całkiem nieźle. Są osiedla, w których frekwencja sięgnęła 30 procent. Nigdy w Polsce w tego typu wyborach taka średnia frekwencja nie została osiągnięta - mówi Jarosław Klimaszewski, przewodniczący rady miejskiej w Bielsku-Białej i zarazem szef Miejskiej Komisji Wyborczej.
Największą frekwencję odnotowano w Mikuszowicach Krakowskich (32,60 proc.), a także w Lipniku (32,10 proc.), Komorowicach Śląskich (31,43 proc.) i Starym Bielsku (30,02 proc.). Najmniejsza była w osiedlu Śródmieście Bielsko (10,97 proc.)
- Szczególnie powinni być zadowoleni mieszkańcy i wybrane przez nich rady osiedlowe, które mają teraz zdecydowanie silniejszy mandat w pełnieniu swoich funkcji konsultacyjnych - przyznaje Klimaszewski.
Wybory do rad osiedlowych nie obyły się jednak bez zgrzytów - największym były godziny otwarcia lokali wyborczych. Komisje wyborów prezydenckich działały już od 7.00, podczas gdy wybory do rad osiedlowych rozpoczynały się od 8.00. W efekcie osoby, które przyszły głosować na prezydenta np. tuż po 7.00 lub o 7.30 mając do wyboru czekanie na otwarcie lokalu, najczęściej rezygnowały i udawały się do domów. Jarosław Klimaszewski przyznaje, że jako szef Miejskiej Komisji Wyborczej, bierze odpowiedzialność za tą niedogodność.
- Jedynym usprawiedliwieniem może by to, że gdy uchwalaliśmy ordynację i godziny otwarcia lokali, nie były znane pełne dane dotyczące wyborów prezydenckich - w jakich godzinach będą otwarte lokale - tłumaczy. W przyszłości ta kwestia będzie dograna.
Bielszczanie głosowali w różnych lokalach - w innych wybierali Prezydenta RP, w innych rady osiedlowe. Lokale wyborcze rad osiedlowych często znajdowały się w tych samych budynkach, co komisje wyborów prezydenckich, jednak w oddzielnych pomieszczeniach. Informowały o tym specjalne tablice.
Ale o ile w Domu Kultury Włókniarzy głosujący mieli przejrzyście oznaczone poszczególne komisje, które sąsiadowały ze sobą, o tyle np. w bielskim "Mechaniku" chcąc oddać głos na radnych osiedlowych trzeba było się trochę nachodzić i odszukać lokal. Reporter DZ był świadkiem zdarzenia, w którym jeden z głosujących najzwyczajniej pomylił lokale i chcąc głosować na prezydenta udał się do lokalu wyborczego rady osiedla. Pomyłkę zrozumiał dopiero, gdy otrzymał kartę do głosowania, na której nie było żadnego z 11 kandydatów na urząd prezydencki.
- Rzeczywiście, zaistniała pewna niedogodność w kwestii lokali wyborczych, ale wynikała ona z prawa wyborczego. Lokale mogły być w tym samym budynku, ale w zupełnie odrębnych pomieszczeniach z osobnymi wejściami -wyjaśnia Jarosław Klimaszewski.
Przyznaje, że taka decyzja zapadła świadomie, gdyż Miejska Komisja Wyborcza nie chciała zmieniać miejsc wyborów, które od lat są ustalone i utrwalone w świadomości mieszkańców.
- Staraliśmy się wybrać jak najlepsze lokalizacje. Poza dwoma przypadkami, dojście od jednej komisji do drugiej, nie przekraczało 100-200 metrów - zaznacza. Wybrane przez mieszkańców rady osiedlowe teraz muszą się ukonstytuować i wybrać przewodniczących i zarząd.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?