Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyrok lekarzy

Krzysztof Bąk
Dobrze, że lekarze ze Śląska i Krakowa uwierzyli, że można mi pomóc. Na szczęście mój nowtwór jest taki powolny, bo inaczej byłbym pochowany już ze trzy razy - twierdzi Ryszard Kmita.  fot. lucjusz cykarski
Dobrze, że lekarze ze Śląska i Krakowa uwierzyli, że można mi pomóc. Na szczęście mój nowtwór jest taki powolny, bo inaczej byłbym pochowany już ze trzy razy - twierdzi Ryszard Kmita. fot. lucjusz cykarski
Ryszard Kmita twierdzi, że lekarze z Bielska-Białej wydali na niego wyrok śmierci. - Przez 16 miesięcy nie powiedzieli, że nowotwór znowu się pojawił i rośnie - opowiada nasz Czytelnik.

Ryszard Kmita twierdzi, że lekarze z Bielska-Białej wydali na niego wyrok śmierci. - Przez 16 miesięcy nie powiedzieli, że nowotwór znowu się pojawił i rośnie - opowiada nasz Czytelnik. Kmita leczy się teraz w jednym ze szpitali na Śląsku. - Tamtejsi lekarze wierzą, że się uda - przekonuje.
- A ja zaskarżę bielskich lekarzy do sądu

O tym, że ma raka, Kmita dowiedział się wiosną 2001 roku. Badanie wykazało nowotwór jamy ustnej. Na stole operacyjnym krakowscy chirurdzy wycięli część żuchwy, języka i węzły chłonne. Udało się. Badania wykazały, że nie ma przerzutów. Po wyjściu z krakowskiego szpitala Kmita zgłosił się do poradni onkologicznej w Szpitalu Onkologicznym w Bielsku. Tu na wszelki wypadek zaserwowano mu jeszcze 1,5-miesięczną radioterapię, aby zlikwidować ewentualne nowe ogniska nowotworu.

Takie małe "coś"

Prowadzący Kmitę lekarze (w onkologicznym najważniejsze decyzje podejmuje "zespół") zlecili wykonanie badania tomografem komputerowym. Wykazało jedynie niewielkie zmiany pooperacyjne. Potem w operowanych okolicach zagnieździły się jakieś bakterie. Lekarze postanowili je zwalczać antybiotykami. - Nie bardzo skutkowały. Nie mogłem prawie nic jeść, bo strasznie mnie bolało. Moim zdaniem to dowód, że następowało odradzanie się nowotworu. Ale to uświadomiłem sobie dopiero teraz - mówi Kmita. Lekarze nadal twierdzili, że to jedynie bakterie. Kmita wymógł jednak zrobienie jeszcze jednego tomografu w marcu ubiegłego roku. Z opisu badania wynikało, że w ustach pojawiło się "coś" o wielkości 2,5 cm.

- Lekarze mnie jednak o tym nie poinformowali. Powiedzieli, że wszystko jest w porządku. A ja coraz bardziej niewyraźnie mówiłem i coraz gorzej mi się jadło - opowiada Kmita.

Walka o tomograf

Czując, że coś jest nie tak, Kmita zaczął domagać się kolejnego badania za pomocą tomografu. Czekał do grudnia ubiegłego roku. I tym razem wszystko miało być w porządku. Co ciekawe, tym razem w opisie nie było ani słowa o 2,5-centymetrowym guzie . - A przecież to nie zniknęło - twierdzi Kmita. Poprosił, aby przebadać go jeszcze raz. Bez skutku. Zażądał przynajmniej biopsji - sprawdzenia wycinka z jamy ustnej. Udało się dopiero po interwencji w Biurze Praw Pacjenta przy Ministerstwie Zdrowia. Biopsja zrobiona półtora miesiąca temu niezbicie dowodziła, że rak się odrodził.

25 czerwca przeprowadzono w końcu badanie tomografem, które wykazało, że guz ma już 4 cm. Konsylium oświadczyło, że nowotworu nie da się już leczyć, że jedyne, co lekarze mogą zaproponować pacjentowi, to podawanie środków przeciwbólowych aż do śmierci. - To jak to jest? Bo nie mogę się połapać. W jednym badaniu guz jest, potem znika, później pojawia się, ale już za duży, żeby chorobę leczyć - denerwuje się Kmita. Dostał odpowiedź, że widocznie tomograf był zepsuty.

A jednak się da

Udało mu się załatwić skierowanie do Krakowa, gdzie był kiedyś operowany. Tamtejsi lekarze stwierdzili, że teraz o ponownej operacji nie ma mowy, ale można spróbować chemioterapii. Niestety, najbliższy wolny termin był w drugiej połowie sierpnia. Nie chcąc czekać tak długo, bielszczanin zgłosił się do jednego ze szpitali na Śląsku. Tam też przyjęli go od ręki i "po ojcowsku". Jest już po pierwszej serii zabiegów. Od razu poczuł się lepiej. Łatwiej mu mówić, znikł obrzęk po lewej stronie szczęki.

W poniedziałek Ryszard Kmita zdecydował się oddać szpital do sądu i zgłosić sprawę do prokuratury. - Przecież to nie fryzjerzy, że jak źle cię obetną, to odrośnie. Tu idzie o życie. Lekarze o guzie wiedzieli 15 miesięcy temu, to szmat czasu przy tej chorobie. W sposób karygodny zaniedbali swoje obowiązki wynikające z konstytucji, ustawy o zawodzie lekarza i prawach pacjenta - mówi Kmita.

Co na to szpital?

Henryk Jagieła, zastępca dyrektora Szpitala Onkologicznego
w Bielsku-Białej:

W rankingu "Rzeczpospolitej" nasz szpital zajął ósme miejsce w Polsce i trzecie w województwie śląskim. Pracują tu wybitni specjaliści i nie ma powodu, aby im nie wierzyć, kiedy mówią, że pacjent nie kwalifikuje się na operację ani na chemioterapię. Naszym zdaniem choroba jest już tak zaawansowana, że nie ma szans na jej wyleczenie, a zastosowanie w tej sytuacji chemioterapii byłoby szkodliwe i mogłoby doprowadzić do pogorszenia się stanu zdrowia pacjenta. Myślę też, że nie można nam zarzucić niewykonywania tomografu komputerowego.
W końcu pacjent miał to badanie robione czterokrotnie.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto