Zakończyły się igrzyska polonijne, pozostał lekki niedosyt.

- Szturmu nie było, nie odnotowaliśmy większego ruchu, choć na to liczyliśmy. Inni przedsiębiorcy też nie mieli jakichś większych obrotów. No, może poza taksówkarzami, bo oni często wozili Polonusów - tak Mirosław Bator, właściciel Beskidzkiej Galerii Sztuki w Szczyrku, podsumowuje X Światowe Zimowe Igrzyska Polonijne Śląsk-Beskidy 2012, które zakończyły się wczoraj.
W sobotę ponad 600 Polonusów wyjechało do domów rozsianych po całym świecie. Jakie wspomnienia wywiozą, co im się spodobało i czy będą chcieli tu wrócić?
Większość nie ukrywa, że impreza była dobrze zorganizowana, zwłaszcza w porównaniu z igrzyskami, które odbyły się dwa lata temu w Zakopanem. To można zapisać na plus organizatora - Wspólnoty Polskiej. Polonusi zapewniają też, że w Beskidy wrócą.
- Szczyrk jest piękny, Bielsko i Cieszyn mają ładne lodowiska. Czego więcej potrzeba? Przystojnych Polaków i dobrego wina - żartowała Elizabet Brandin ze Szwecji. Ale mieszkańcy czują pewien niedosyt. Zdają sobie sprawę, że dzięki TVP Polonia na cały świat transmitowana były msza ze Szczyrku i otwarcie igrzysk w Bielsku, a później codziennie szły 15-minutowe migawki z Beskidów, co promowało region. Z drugiej strony, poza arenami sportowymi, atmosfery igrzysk się nie czuło.
- Jako impreza mająca integrować Polonię, cel został osiągnięty. A reszta... - kwituje Stanisław Richter, prowadzący ośrodek narciarski Czyrna-Solisko.

Pod rozwagę

Zbigniew Poraniewski, wiceprezes Beskidzkiej Izby Turystyki
Po pierwsze ważne jest to, że możemy coś zrobić dla tej Polonii. Wiem, jak bardzo jest to ważne dla ludzi mieszkających poza krajem.
Po drugie: dobrze, że w sytuacji, kiedy powoli kończy się sezon zimowy, w regionie jest kilkuset turystów korzystających z naszej bazy sportowo-noclegowej.
Jest jeszcze trzecia sprawa: dzięki relacjom w telewizji Polonia mogliśmy się promować i jako Śląsk i jako Beskidy na cały świat.
Czy potencjał tej imprezy został w pełni wykorzystany? Oczywiście zawsze można coś poprawić i dążyć do doskonałości.

Pięciodniowe igrzyska powinny być świętem Polonii, ale i mieszkańców regionu. Co zrobić, by tak się stało? Oto nasze propozycje:
Inauguracja igrzysk powinna być otwarta dla mieszkańców, by nie dochodziło do sytuacji, że olimpijski znicz zapalany jest tylko w obecności uczestników i notabli, a ogromne połacie widowni hali pod Dębowcem świecą pustkami;
Dobrze byłoby, by igrzyska nie były zamkniętą imprezą Polonusów, ale wydarzeniem, którym żyją i z którego mogą korzystać również mieszkańcy. Jak włączyć mieszkańców? Może organizując jakieś rozgrywki pod hasłem Polonia kontra tubylcy;
Oprócz zamkniętych imprez integracyjnych tylko dla Polonii, może warto zorganizować też imprezy, podczas których Polonusi mogliby się integrować również z mieszkańcami.

Stawiajmy na większą promocję

Barbara Górecka, dyrektor Grupy Eskadra Kraków, zajmująca się marketingiem miejsc i regionów
Nie wiem, jakie cele stawiali sobie organizatorzy. Jeśli celem było spotkanie Polonii i przeprowadzenie igrzysk, to pewnie został on osiągnięty. Natomiast jeśli chodzi o mieszkańców, to ich poziom satysfakcji pewnie należałoby zmierzyć liczbą wykorzystanych miejsc noclegowych i interesów, jakie przy okazji tej imprezy udało się zrobić. Skoro mieszkańcy nie do końca czują się usatysfakcjonowani, to co można zrobić w przyszłości? Warto pewną część budżetu przeznaczyć na działania promocyjne i wynajęcie wyspecjalizowanej agencji.

A Ty jak oceniasz igrzyska polonijne? Czy przyniosły one coś regionowi?