Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zwijający się z bólu młody człowiek i jego matka przez prawie dwie godziny wzywali karetkę

Łukasz Gardas
Na pomoc medyczną czekałem dwie godziny - mówi Tomasz Wójcik. Z tyłu jego młodszy brat
Na pomoc medyczną czekałem dwie godziny - mówi Tomasz Wójcik. Z tyłu jego młodszy brat Jacek Drost
Skandal w Bielsku-Białej! Zwijający się z bólu młody człowiek i jego matka przez prawie dwie godziny wzywali karetkę pogotowia, ale lekarze nie kwapili się do przyjazdu. Dopiero interwencja w... straży miejskiej sprawiła, że zespół ratowniczy raczył się pofatygować do cierpiącego człowieka.

- W sobotę późnym wieczorem, około godziny 22.00, bardzo rozbolał mnie brzuch. Wymiotowałem, miałem krwawienie z dolnego odcinka pokarmowego i biegunkę - opisuje swoje dolegliwości 27-letni Tomasz Wójcik z Bielska-Białej. Dodaje, że zażył dwie tabletki przeciwbólowe, ale nie pomogły.

Wówczas jego mama wykręciła alarmowy numer 112 i chciała wezwać pomoc medyczną. - Gdy powiedziałam dyspozytorce, co dzieje się z synem, ta powiedziała mi, że nie ma podstaw, by wysyłać do nas karetkę. Podała mi tylko numer telefonu lekarza dyżurnego, żebym się z nim skontaktowała - opowiada Maria Wójcik.

Tak właśnie zrobiła. Jednak lekarz również powiedział jej, że nie przyjedzie do 27-latka.
- Powiedział, żeby syn przyjechał na pogotowie taksówką lub żeby ktoś go przywiózł, a jeśli nie ma kto, to żeby przyszedł na nogach. Tłumaczyłam, że nie ma kto jechać, że syn zwija się z bólu na łóżku, ale lekarz upierał się przy swoim. Nawet powiedział, żebym zaszła sobie do całodobowej apteki, którą mamy 5 km od domu i kupiła mu lek przeciwbólowy - mówi pani Maria. Dodaje, że gdy zapytała lekarza, czy ma zadzwonić po pomoc na straż miejską czy policję, odpowiedział, że może sobie dzwonić do jednych i drugich...

KLIKNIJ PONIŻEJ, CZYTAJ CZĘŚĆ II

Bielszczanka w ciągu 1,5 godziny wykonała aż sześć takich telefonów na pogotowie, ale bez rezultatu. Wtedy jej syn wykręcił numer straży miejskiej i poskarżył się strażnikom, że pogotowie nie chce udzielić mu pomocy.

- Rzeczywiście mieliśmy takie zgłoszenie - przyznaje Dariusz Jakowenko z bielskiej straży miejskiej. Tłumaczy, że telefonujący pan był bardzo roztrzęsiony. - Nasz dyżurny zadzwonił do ratownictwa medycznego.

Skontaktowaliśmy pana Wójcika z dyspozytorką i z tego, co wiem, wysłano do niego karetkę pogotowia - dodaje Jakowenko.

Karetka przyjechała do 27-latka, ale dopiero po dwóch godzinach od pierwszego zgłoszenia, czyli około północy.
- Dyspozytorka sama zadzwoniła do mnie dwa razy z prośbą, żebym podał jej adres zamieszkania. Widać nagle znalazła się podstawa do wysłania pogotowia. Tylko dlaczego musiałem tak długo czekać? - mówi zbulwersowany Tomasz Wójcik.

Ratownik medyczny powiedział panu Tomaszowi, że może to być nerwoból żołądkowy lub tzw. rotawirus. Na miejscu dostał trzy zastrzyki. Jak twierdzi, przez trzy dni utykał po nich na prawą nogę. - Dobrze, że tak się to skończyło. Mogłem mieć przecież jakiś krwotok wewnętrzny, a pogotowie tak zbagatelizowało nasze prośby, a wręcz błagania o pomoc - zaznacza Wójcik.

Ryszard Odrzywołek, dyrektor Bielskiego Pogotowia Ratunkowego wyjaśnia, że dyspozytorka ratownictwa medycznego postępowała prawidłowo, przekierowując bielszczankę wzywającą pomoc do lekarza tzw. nocnej oraz świątecznej opieki medycznej. Uważa jednak, że lekarz nieprawidłowo przeprowadzał wywiad. - Ta przepychanka trwała za długo i była niepotrzebna. Lekarz po dwóch czy trzech telefonach powinien pojechać do pacjenta, a tego nie zrobił. Mam do niego o to żal - przyznaje dyrektor Odrzywołek.

Dlatego ostatecznie do Wójcika wysłano karetkę pogotowia z ratownikiem medycznym.

- Wobec lekarza wyciągnę konsekwencje finansowe. Jeśli powtórzy się z nim podobna sytuacja, rozwiążę z nim umowę o pracę. Natomiast wezwałem też do siebie pozostałych lekarzy, których uczuliłem na takie przypadki i wskazałem, jak mają postępować - podsumowuje dyrektor Odrzywołek.

Co na to NFZ?
Jacek Kopocz, rzecznik Śląskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowiatłumaczy, że zgodnie z ustawą zespoły ratownictwa medycznego są dysponowane tylko do stanów nagłych.
- Wszystkie procedury przyjmowania wezwań przez dyspozytora medycznego i dysponowania zespołami ratownictwa medycznego
są określone w rozporządzeniu ministra zdrowia z 2007 r. W razie stwierdzenia, na podstawie wywiadu medycznego, braku stanu nagłego zagrożenia zdrowotnego, dyspozytor informuje dzwoniącego o odmowie zadysponowania zespołu ratownictwa medycznego, z podaniem przyczyn odmowy i zaleceń odnośnie do dalszego postępowania. Aby w pełni wyjaśnić sytuację i poznać racje obu stron, właściwe byłoby złożenie skargi do Działu Skarg i Wniosków Śląskiego Oddziału NFZ - mówi Kopocz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto