Beskidzkie Centrum Onkologii ma poważne długi

Pod względem ekonomicznym szpital jest w dramatycznej sytuacji. W każdej chwili występuje ryzyko całkowitej niewypłacalności. Jeśli nie będzie radykalnych działań restrukturyzacyjnych w zakresie zatrudnienia i kosztów, możemy mieć nieprzyjemny finał - stwierdził na wtorkowej sesji prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult.

Mowa o Beskidzkim Centrum Onkologii- Szpitalu Miejskim im. Jana Pawła II, który dla tysięcy pacjentów jest często jedynym ratunkiem. Placówka ma świetnych fachowców, wykonuje unikatowe zabiegi, ale jej problemem jest zadłużenie. Na 30 września 2015 roku wynosiło ono aż 68,1 mln zł. A od stycznia do końca kwietnia 2016 r. strata szpitala sięgała 5,9 mln zł - tyle, ile zakładano za cały 2016 rok.

- Liczyliśmy na restrukturyzację, szczególnie w pionie administracyjnym - przyznał Krywult przypominając, że od chwili połączenia szpitala ogólnego z BCO placówka zwiększyła zatrudnienie o 100 etatów. Zauważył, że szpital leczy nie tylko bielszczan, ale w większości osoby spoza miasta, a nawet i powiatu bielskiego.

Rafał Muchacki, dyrektor szpitala, podkreślił, że placówka szuka pieniędzy, gdzie tylko może.
- Przez te cztery lata ani jedna złotówka nie została „przejedzona”. Pieniądze, jakie pozyskaliśmy, zostały zainwestowane - zaznaczył.

Zwrócił uwagę, że szpital rozwija się, zdobywa ważne certyfikaty, zwiększył kontrakt o 30 mln zł, przyjmuje 40 tys. pacjentów więcej. Długi to pokłosie stanu sprzed połączenia, a wyliczona tegoroczna strata nie uwzględnia tzw. nadwykonań, za które placówka otrzyma pieniądze dopiero po roku.

Doceniając finansową pomoc miasta stwierdził, że „chciałoby się więcej, bo osoby, które leczą się w szpitalu, zasługują na to”. - Nas nie obchodzi, czy są bielszczanami, czy nie. To ludzie, którzy przychodzą do nas po pomoc. Dopóki jestem dyrektorem, z tego szpitala nie zostanie odesłany żaden pacjent - zaznaczył.