MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Mirosława Nykiel: Dzięki mandatowi do Parlamentu Europejskiego będę mogła reprezentować i kobiety, i region

Jacek Drost
Jacek Drost
Mirosława Nykiel
Mirosława Nykiel Mirosława Nykiel/Facebook
- To zaszczyt dla mnie, że ten mandat wrócił na Podbeskidzie za moją przyczyną. Dzięki niemu będę miała zaszczyt reprezentować i kobiety, i region. Na Podbeskidziu kobiety górą! I to jest piękne, bo dużo swojej pracy dla regionu oddawałam na rzecz kobiet - mówi w rozmowie z DZ Mirosława Nykiel z Koalicji Obywatelskiej, która w niedzielnych wyborach, otrzymując 54 937 głosów, zdobyła mandat do Parlamentu Europejskiego. Przy okazji świeżo upieczona eurodeputowana zdradza, jak będzie wspominała czas oczekiwania na wynik głosowania, co chciałaby robić w Brukseli, skąd czerpie energię do działania i czego zazdrości Borysowi Budce.

Jak pani zapamięta noc z niedzieli 9 czerwca na poniedziałek 10 czerwca?

Jakbym jeździła w jakiejś strasznej czasoprzestrzeni w górę i w dół rollercoasterem. Takie emocje mi towarzyszyły. Uważam, że ordynacja wyborcza jest do zmiany, choć znawcy, którzy ją tworzyli, mówią, że jest ona najbardziej proporcjonalna i sprawiedliwa. Ale dla kandydujących to jest naprawdę... Miałam 200 ciśnienia (śmiech).

Kiedy dowiedziała się pani, że udało się zdobyć mandat?

Jadąc na godzinę 10.30 na konferencję do Katowic jeszcze nie wiedziałam. Czekałam na oficjalne wyniki Państwowej Komisji Wyborczej. Pracownik mojego biura Mateusz wyszedł, włączył PKW i kiwnął mi głową na tak, jak już byłam na spotkaniu z radnymi sejmiku. Do końca nie wiedzieliśmy, bo detale decydowały czy ten mandat pójdzie do naszego okręgu. Bardzo dziękuję i jeszcze długo będę dziękować ludziom w województwie śląskim, że poszli do wyborów, bo frekwencja była nienajgorsza w porównaniu do reszty kraju - to zdecydowało o mandacie, rekordowy wynik Borysa Budki, a także Łukasza Kohuta, który zebrał elektorat lewicowy.

I jakie wtedy towarzyszyło pani uczucie?

Ulgi, bo została wykonana ogromna praca nie tylko moja, ale ludzi, którzy ze mną jeździli przez sześć tygodni. Zrobiliśmy ponad 9 tysięcy kilometrów dwoma samochodami. Byłam w różnych zakątkach naszego regionu, od Częstochowy, poprzez Zagłębie, Górny Śląsk, nie mówiąc o moim ukochanym Podbeskidziu. Na marginesie wspomnę, że bałam się, iż bielszczanie sobie pomyślą, że jestem zarozumiała, ale nie na wszystko starczyło mi czasu, choć starałam się tutaj być i reagować na bieżące sprawy, bo do wczoraj (11 czerwca - red.) byłam posłanką na Sejm, więc była praca związana z interpelacjami, a także aktualnymi sprawami. To było ważne, żeby tych spraw nie zaniedbać, bo ludzie to bardzo źle przyjmują.

Nie była to pierwsza pani kampania. Czymś się różniła od poprzednich?

Była wyjątkowo wyczerpująca, ale też wyjątkowo piękna w tym sensie, że zbierałam owoce pracy dla regionu przez tyle lat. Ja już o wielu sprawach zapomniałam, a ludzi telefonowali do mnie i mówili: „Słuchaj, zrobiłaś to, zrobiłaś tamto. My ci teraz chcemy pomóc". To jest taki moment - to zwłaszcza do młodych ludzi kieruję, bo kiedyś robiłam takie programy „Beskidzkie ścieżki sukcesu", a wcześniej „Bielskie ścieżki sukcesu", gdzie pokazywałam ludzi sukcesu - że sukces przychodzi na końcu, a jeszcze później przychodzą albo i nie pieniądze. Cała droga do sukcesu jest bardzo trudna. I tego nie widzimy. Zazwyczaj ludzie widzą sukces. Ale nie znając całej drogi, mogą domniemywać, że to jest łatwe. To jest bardzo trudne, ale mam ogromną satysfakcję z tej armii ludzi, którzy mnie wspierali.

Czy mandat do Parlamentu Europejskiego jest takim zwieńczeniem pani działalności publicznej?

Tak. Myślę, że jest to zwieńczenie mojej 19-letniej pracy. A tak naprawdę zaczęłam w 1980 roku w „Solidarności". Odezwało się do mnie bardzo dużo ludzi ze starych moich czasów. Pamiętali to i to jest piękne.

Jest pani trzecią kobietą z Podbeskidzia, która zdobyła mandat do Europarlamentu? Można wysnuć wniosek, że Podbeskidzie sprzyja kobietom, a kobiety Podbeskidziu.

Tak, uzyskały go Małgosia Handzlik i Grażyna Staniszewska. Z Grażyną łączą mnie solidarnościowe korzenie. Grażyna odniosła później duży sukces, bo była przy Okrągłym Stole. Ja się wycofałam do wychowywania dzieci, bo miałam trójkę dzieci - w stanie wojennym urodziłam córkę, więc zajęłam się rodziną. A Grażyna działała nadal. To zaszczyt dla mnie, że ten mandat wrócił na Podbeskidzie za moją przyczyną. Dzięki niemu będę miała zaszczyt reprezentować i kobiety, i region. Na Podbeskidziu kobiety górą! I to jest piękne, bo dużo swojej pracy dla regionu oddawałam na rzecz kobiet. W 2006 roku, kiedy zorientowałam się, że w 25-osobowej bielskiej Radzie Miasta nie ma ani jednej kobiety, stwierdziłam, że trzeba organizować Kongresy Kobiet. Teraz mamy 10 kobiet i Radzie Miasta przewodniczy kobieta. Nie twierdzę, że to tylko mój sukces i kongresu, ale na pewno włożyłyśmy poważną pracę we wspieranie kobiet. Kobiety są fantastyczne i wszystkim kobietom z Podbeskidzia, które na mnie głosowały czy na Koalicję Obywatelską, bardzo serdecznie dziękuję.

Jest pani zadowolona ze swojego wyniku?

Tak, bo przypominam frekwencję. Chciałoby się uzyskać sto tysięcy głosów, ale przy takiej frekwencji to było trudne. Ludzie mniej sobie doceniają udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego. To jest - może nie pięta Achillesa - bo też wiele się zmieniło w tym temacie, ale trzeba bardzo mocno przepracować temat docenienia Unii Europejskiej, bo tam, we wspólnej Europie, będą się działy dla nas rzeczy najważniejsze, czyli bezpieczeństwo. Będę apelować i zastanawiam się nad metodami utrzymywania kontaktu z wyborcami, a możliwości techniczne są, żeby Parlament Europejski nie wydawał się miejscem, gdzie siedzą sobie i opowiadają głupoty, a my żyjemy tutaj. Przypomnę, że Unia Europejska powstała po to, żeby nie było wojny w Europie. I mojemu pokoleniu, naszemu pokoleniu, to się udało. To sprawa nie do przecenienia. Jak można tego nie dostrzegać mając za granicą wojnę i prowokacje na naszej granicy?

Czym chciałaby się pani zająć w Brukseli?

Mój mentor - profesor Jerzy Buzek, od którego dostałam wspaniałe poparcie, jedyny poseł do Parlamentu Europejskiego, który był oklaskiwany na stojąco, bardzo skromny człowiek, ale twardo stąpającym po ziemi - wie co jest najważniejsze w życiu. Profesor był w komisji, która jest ogromnie ważna. To komisja przemysłu, badań i nauki. I chciałabym pracować w tej komisji. Jednak przeszłam polski parlament i wiem, że to nie jest tak, że się chce i się ma. Trzeba się o to postarać. Natomiast mam rekomendację pana profesora i moje doświadczenie z dotychczasowej pracy, bo ponad 18 lat jak jestem w parlamencie, to byłam wierna Komisji Gospodarki i Rozwoju czy Przedsiębiorczości odpowiedzialnych za budowania jak najlepszych warunków dla przedsiębiorców. Moimi wyzwaniami są także energia i klimat.

Poparcie profesora Buzka było zapewne dużą pomocą, ale nie paraliżowała pani myśl, co jeśli nie uda się zdobyć mandatu?

Jeśli nie uzyskałabym mandatu, to - mówiąc kolokwialnie - byłby obciach dla profesora kogo poparł. To było bardzo duże zobowiązanie.

Czy będąc w Brukseli zamierza pani wspierać Bielsko-Białą, Podbeskidzie, województwo śląskie?

Oczywiście. Dużo pieniędzy unijnych będzie kierowanych przez rząd i regiony, czyli urząd marszałka, ale można podejmować także swoje inicjatywy. Dam przykład: transformacja energetyczna jest bardzo ważna dla całego województwa śląskiego, najważniejsza dla Górnego Śląska, ale jakość powietrza dotyczy nas wszystkich. Z inicjatywy premiera Jerzego Buzka powstał tzw. fundusz sprawiedliwej transformacji energetycznej, na który tylko nasz region (też są nim objęte inne regiony w Polsce) dostał 5 miliardów euro. Można? Można. Teraz trzeba jeszcze zrealizować te projekty i wszystko przyspieszyć. Przypomnę, że KPO, czyli fundusz, który był kierowany do odbudowania gospodarki po pandemii, z powodu naszych poprzedników, ma ponad dwa lata opóźnienia, a to są ogromne pieniądze - 600 miliardów. Kolejne środki będą wpływały także na Podbeskidzie - zajmuje się tym Agencja Rozwoju Regionalnego i miasto chce te fundusze wchłonąć. To będą nowe miejsca pracy, poprawi się innowacyjność firm. Będzie też świadczyło o konkurencyjności naszego regionu i naszych przedsiębiorstw. Przy okazji wspomnę, że trzymamy rękę na pulsie, jeśli chodzi o wyprowadzanie z Polski Stellantisa, czyli byłego Fiata. Jestem w kontakcie z prezesem Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Chcemy, żeby na tym ponad 50-hektarowym terenie powstały miejsca pracy, by region mógł się dalej rozwijać. To wymaga i finansowania, i decyzji PGZ. Tyle mogę powiedzieć w tym temacie na ten moment.

Rozumiem. Proszę powiedzieć: była już pani w Brukseli?

Wiele razy. Nie chwalę się swoją działalnością, ale pozwolę sobie przypomnieć, ale przez prawie dwie kadencje byłam przedstawicielką parlamentu polskiego w Radzie Europy. Siedzibę mamy w Strasburgu i tylko taką kładką przechodzi się do siedziby Parlamentu Europejskiego. Kiedy był remont siedziby Rady Europy to miałam wystąpienie lex Tusk z ław w Parlamencie Europejskim. Nie jestem nowicjuszką. Nie byłam w Parlamencie Europejskim posłanką, ale bywałam z racji, że Rada Europy sąsiaduje z Parlamentem Europejskim.

Będzie teraz pani kursować między Brukselą a Podbeskidziem. Skąd siły na to?

Staram się żyć energetycznie i jakoś do tej pory mi się to udawało. Uważam, że doświadczenia, które zdobyłam pełniąc funkcję posłanki nie tylko w parlamencie, ale także od ludzi, to jest ogromne źródło siły. Jak mnie pytają, skąd biorę energię, odpowiadam, że właśnie z takich rozmów z ludźmi, wizyt w różnych miejscach. Jestem także zadziwiona tą energetycznością wielu Polaków. To duża wartość. Tego się nie podkreśla, a to jest bardzo ważne, jak widzimy, że można - mimo rożnych trudności - coś osiągnąć. I jak się widzi ile można, to też się chce. A poza tym jestem - zawsze to podkreślam - optymistką życiową. Też apeluję o ten optymizm. Nie znam nikogo komu pomógł pesymizm, ale znam wiele osób, którym pomaga optymizm.

Jak pani odpoczywa?

Chodząc. Kiedyś byłam biegaczką, ale już nie biegam z różnych powodów. Zazdroszczę Borysowi Budce, który przebiega 10 kilometrów i nie ma zadyszki. Ja natomiast dużo chodzę. Moją drugą pasją jest joga. Wiele mi daje, jeśli chodzi o odpoczynek i dotlenianie moich wszystkich komórek. Zachęcam wszystkich do jogi, bez ideologii. Ja codziennie stoję na głowie lub wiszę na drabince na takim pasie. To przywraca równowagę, dodaje energii.

A z czynności dnia codziennego co pani lubi, za czym nie przepada?

Już oduczyłam się gotować. Od siedmiu lat mieszkam sama, bo mój mąż - niestety odszedł (Mirosława Nykiel jest wdową - red.) - i zwykle się nie opłaca gotować. Ale bardzo lubię spotkania z moimi dziećmi i wnukami, a mam ich dziesięcioro. Takie zwykłe, rodzinne spotkania, codzienne życie. Brakuje mi tego, bo ciągle jestem w pociągu, samolocie, ławach poselskich. Dzieci i wnuki nie mają mnie na co dzień, ale jak już mnie dopadną, to ten gwar jest cudowny. To też daje mi dużo energii.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Koniec sprawy Assange'a. Ugoda z USA zapewnia mu wolność

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto