Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Ociepka masażysta Podbeskidzia o kulisach swojej pracy, spełnionych marzeniach i wspomnieniach

Maurycy Marek
KLM
Od lat marzył o ekstraklasie, nigdy nie myślał o zmianie klubu. - Przez tyle lat pracy zjeździłem wiele stadionów. Zbierałem nie tylko wspomnienia, ale też... proporczyki naszych rywali. Do kolekcji została mi już tylko jeden, Cracovii. Teraz go zdobędę - śmieje się Marek Ociepka, masażysta Podbeskidzia, który pracuje w bielskim klubie od 32 lat.

Panie Marku, 32 lata to mnóstwo czasu...
To prawda. Przyszedłem do BBTS w 1979 roku po awansie do ówczesnej III ligi. Klub potrzebował masażysty. Prawdę mówiąc w klubie brakowało wówczas wiele. Proszę sobie wyobrazić, że nie było nawet wody. Z klubem było źle i taki stan utrzymywał się przez prawie 20 lat. Na szczęście później powstało Podbeskidzie i dziś możemy się cieszyć z ekstraklasy. Nigdy nie myślałem o zmianie klubu. Raz tylko w zastępstwie kolegi byłem na ławce BKS, gdy grał z Polonią Bytom.

Trochę na ekstraklasę musiał pan jednak poczekać.
Najpierw trzeba było przejść wszystkie szczeble rozgrywek. Zaczynaliśmy przecież od zera, ale w kilka sezonów przedarliśmy się do II ligi. Trener Borecki robił cuda, by awansować rok po roku. Potrafił świetnie zmotywować piłkarzy, ale trzeba też przyznać, że grajków miał niezłych. A ekstraklasa? Byłem prawie pewny, że awansujemy do niej w 2005 roku, gdy do klubu sprowadzono Kompałę, Sibika, Patera czy Dubickiego. To byli świetni zawodnicy, a do tego mieliśmy trenera Jana Żurka. W przerwie zimowej dał mi nawet cygaro i zapowiedział, że wypalimy je w ekstraklasie. Trzymam je do dziś, ale po pierwsze Żurka już nie ma, a po drugie rzuciłem palenie (śmiech). Potem dwukrotnie było blisko awansu za kadencji Marcina Brosza. Najpierw zaczynaliśmy sezon z sześcioma ujemnymi punktami, a w kolejnym sezonie zawaliliśmy końcówkę.

Trenerzy się zmieniali, a pan zawsze miał swoje miejsce w składzie. Z którym szkoleniowcem pracowało się najlepiej?
Z każdym pracowało się tak samo dobrze, chociaż każdy był inny. Trochę obawiałem się pracy z Pawłem Kowalskim, bo to trener starszego pokolenia, ale okazało się, że to super gość. Z trenerem Tochelem nigdy nie przeszliśmy na "ty", ale nie oznacza to, że się nie lubiliśmy. Po prostu taki miał styl. Marcin Brosz często chodził zamyślony, przed meczem ciągle coś analizował, był zamknięty i skryty. Trener Kasperczyk jest zupełnie inny, ale z każdym z nich dobrze się pracowało.

Na czym dokładnie polega pana praca? To przecież nie tylko interwencje medyczne podczas meczu.
Przychodzę cztery godziny przed meczem i wszystko przygotowuję. Jak pojawią się piłkarze to robię tzw. wcierki, żeby byli odpowiednio przygotowani do gry. Podczas meczu wszyscy widzą, co robię, więc nie trzeba mówić (śmiech). Po spotkaniu albo na drugi dzień zajmujemy się mikrourazami, jakimiś stłuczeniami itd.

A kto najczęściej jest najbardziej poobijany po meczu?
Chyba jednak napastnicy. Nie miałem piłkarza, który bywałby u mnie dużo częściej niż inni. Taki Marek Sokołowski nie miał wcale kontuzji dopóki nie odszedł z Bielska-Białej. Nigdy nie miałem jakiegoś ulubionego piłkarza. Każdego było żal, gdy odchodził. I Marek, i Adrian Sikora. Z każdym długo przebywałem, poznałem wiele ich historii, bo większość zwierza mi się podczas zabiegów. To miłe, że mi ufają. Utrzymuję kontakt z większością z nich. Bardzo dobre kontakty miałem z Krzyśkiem Chrapkiem. Byłem zły, gdy zdecydował się z Lecha Poznań przejść do Piasta Gliwice. Zaprosił mnie wtedy na wesele. Zdzwoniliśmy się z Markiem Móllem, Sławkiem Cienciałą i Tomkiem Górkiewiczem, którzy też byli zaproszeni. Co robimy? Poszliśmy, ale nie pytaliśmy Krzyśka, czemu wybrał Piasta.

Kilkadziesiąt lat pracy to mnóstwo wspomnień...
Przez tyle lat pracy zjeździłem wiele stadionów. Zbierałem nie tylko wspomnienia, ale też... proporczyki naszych rywali. Ostatnio przejrzałem tę moją kolekcję i mam już prawie wszystkie. Brakowało mi Wisły i Lecha to zdobyłem je dzięki Pucharowi Polski. Nie mam jeszcze Cracovii. Mariusz Sacha, który trafił tam z naszego klubu miał mi załatwić, ale do tej pory nie załatwił. Teraz, w ekstraklasie, sam już ten proporczyk zdobędę (śmiech).

A jakie było najgorsze zdarzenie w meczu w Pana karierze?
Na pewno kontuzja bramkarza Dawida Bułki, który został przypadkowo uderzony kolanem w głowę. Kiedy do niego podbiegłem wiedziałem, że jest źle. Dawid miał wgłębienie w czole! Od razu pojechaliśmy do szpitala, a stamtąd wysłali nas na szczegółowe badania do Zielonej Góry. Okazało się, że Dawid ma złamanie kości czaszki z przemieszczeniem kości czołowej. Na szczęście tomografia nie wykazała uszkodzenia mózgu i Dawid mógł wrócić do gry. Ja też miałem problemy i też nie wiedziałem, czy wrócę do piłki. W listopadzie 2009 roku dostałem udar i miałem duże problemy ze zdrowiem. Później zmarła mi mama. Podbeskidzie grało źle i walczyło o utrzymanie, ale mimo że piłkarze mieli swoje problemy, to mocno mnie wspierali. Chciałem wrócić jak najszybciej do pracy, do ludzi. W domu głupiałem, ciągnęło mnie do piłki, musiałem wrócić do Podbeskidzia.

I dopiął Pan swego. Wrócił pan i od razu wraz z zespołem wywalczył awans.
To był najwspanialszy moment w mojej przygodzie z piłką. Były też świetne mecze w Pucharze Polski, ale awans to było coś, na co czekałem przez 32 lata. Emocje były ogromne, a ja się ostatnio szybko wzruszam. Uciekłem do szatni. Dopiero jak ochłonąłem wyszedłem. Piłkarze akurat podrzucali trenera, a ponieważ ja już nie mogę dźwigać to chwyciłem szampana i polewałem kogo popadło (śmiech).

Sportowcy często w momencie osiągnięcia wielkiego sukcesu kończą karierę. Pan myśli już o emeryturze?
Wcale o tym nie myślę! Przez tyle lat marzyłem o ekstraklasie, więc nie przepuszczę tej okazji i na pewno pojawię się na boiskach ekstraklasy. Będzie na pewno trochę stresu, ale ja nauczyłem się z nim żyć. Kiedyś człowiek mocno się denerwował na ławce rezerwowych. Dla uspokojenia paliliśmy papierosy, teraz już tego nie wolno robić. Ja już teraz ani nie palę, ani tak bardzo się nie denerwuję jak kiedyś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielskobiala.naszemiasto.pl Nasze Miasto